poniedziałek, 2 września 2013

#21 Kiedy rysy przeradzają się w głębokie pęknięcia...

Na samym wstępie chciałam podziękować za 13000 wyświetleń, które nabiły się podczas mojej jakże krótkiej nieobecności ;P
A teraz tak serio, nie będę pisała wielkich przeprosin, bo zajęłyby one więcej niż sam rozdział. W ramach zadośćuczynienia, wstawiam wam najdłuższy rozdział ever, kończący powoli całą historię. Następny rozdział, który najprawdopodobniej będzie już epilogiem, pojawi się na dniach. Bez zbędnego przeciągania, zapraszam do lektury!
_______________________________________________________________________


Wczesna pobudka w chłodnym pokoju sprawiła, że moje ciało momentalnie przeszedł dreszcz. Odwróciłam się na drugi bok, brak obecności przy mnie drugiej osoby sprawił, że nerwowo podniosłam się z łóżka.
- Tu jestem – usłyszałam głos dochodzący z łazienki. – Nie chciałem cię budzić.
Gregor podszedł do mnie z uśmiechem na ustach, po czym usiadł na skraju łóżka. Zajęłam miejsce obok niego, patrząc chłopakowi w oczy.
- Jeśli chcesz wracaj do łóżka – rozległ się troskliwy głos. – Nie wyganiam cię, ale muszę iść na trening.
Uśmiechnęłam się pod nosem, miałam nadzieję, że Gregor już się otrząsnął i teraz da z siebie wszystko, bez słów dotknęłam jego policzka. Szybko poczułam delikatny dotyk jego dłoni na mojej.
- Powiedz coś – wyszeptał.
- Nie chcę już, żeby to się zmieniło – wydusiłam z siebie, czując gulę rosnącą mi w przełyku.
Gregor zbliżył się do mnie i złożył ciepły pocałunek na moim czole.
- Nic się nie zmieni, już nigdy – zapewnił.
Wierząc w jego słowa odepchnęłam Austriaka od siebie.
- Idź już. Nie możesz już więcej nikogo zawieść. Na pewno nie przeze mnie.
Gregor uśmiechnął się i przytaknął jakby zapewniając, że okres słabości w jego życiu minął razem z nastaniem poranka. Podniósł się z łóżka i podszedł do niewielkiego stolika stojącego w rogu pokoju. Zabrał z niego torbę, czapkę i szarą bluzę, a w drugą rękę złapał papierowy kubek i podszedł do mnie.
- Masz zmarzluchu, widzę jak się trzęsiesz – podał mi naczynie z kawą, które przywołało wspomnienia jeszcze z Zakopanego i okrył mnie bluzą.
- Więcej mi nie potrzeba – pocałowałam Gregora w policzek, a ten po chwili opuścił pokój.
Szybko wypiłam całą zawartość kubka i odstawiłam go na podłogę. Zdjęłam z siebie szarą bluzę i położyłam ją na kolanach dokładnie się jej przyglądając. Na pozór najzwyklejsza sportowa bluza, z jednym niewielkim szczegółem, logiem „GS”. Przejechałam po starannie wyszytym znaczku opuszkami palców, po czym przyłożyłam bluzę do nosa i głęboko się zaciągnęłam. Tak chciałam trwać w tej chwili, w tym stanie rzeczy, w takiej a nie innej relacji z Gregorem. Smutna rzeczywistość była jednak inna. Nie mogłam na rzecz Schlierenzauera zapominać o całym świecie, nie mogłam też zapomnieć o obietnicy wobec Kruczka. W tym momencie powróciły do mnie wspomnienia z wczorajszego wieczoru.

- Gregor – spojrzałam na niego. – Muszę ci coś wyznać…
- Mów – chłopak już wiedział, że czeka go coś niedobrego, czego wolałby teraz uniknąć.
- Obiecałam coś Kruczkowi – spuściłam głowę, po czym opowiedziałam o niecodziennej „przysiędze”, a może i swego rodzaju umowie między mną a Polskim szkoleniowcem.
Chłopak siedział przez chwilę wpatrzony w przestrzeń, z kompletnym brakiem emocji na twarzy.
- Poradzimy sobie – objął mnie jednym ramieniem. – Ja się tym zajmę…
- Ale…
- Cii… - uciszył mnie chłopak. – Nie chcę już o tym myśleć, uwolnij mnie od tych myśli, proszę.
Delikatne muśnięcie moich warg, szybko uciszyło niepewność, a kolejne coraz bardziej  zachłanne pocałunki zastąpiły ją pożądaniem. I już po chwili nachalne myśli o Kruczku i Kocie uleciały pozostawiając mnie w błogiej rozkoszy.

Boże, dlaczego?
Wstałam z łóżka i naciągnęłam na siebie bluzę Austriaka. Podeszłam do lustra i spięłam włosy w wysoki kucyk. Czas sprawdzić to, czego najbardziej się teraz obawiałam. Wyciągnęłam wyciszony telefon z kieszeni spodni i odblokowałam wyświetlacz. Kilkanaście nieodebranych połączeń i jeszcze więcej nieodczytanych smsów. W moim przypadku takie coś stawało się już powoli normą i uklepanym schematem. Odczytałam pierwszego z nich.
Od Maciek:
Gdzie jesteś??????


Kolejny.

Od Dawid:
Alicja gdzie jesteś?!


Następny.

Od Kamil:
Alicja martwimy się, musisz się odezwać. Policja chcę cię przesłuchać.


W tym momencie zadrżałam i jak najszybciej przeszłam do nerwowego czytania kolejnej wiadomości.

Od Maciek:
Nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje, ale jesteśmy w szpitalu, nie wiem też czy wiesz, co się stało Agacie, ale widocznie nie zależy ci na tym zbytnio.


Serce zabiło mi mocniej w ułamku sekundy wybiegłam z pokoju i najszybciej jak mogłam ruszyłam w stronę wyjścia z hotelu, bez żadnego planu, bez żadnej bardziej szczegółowej informacji… Biegłam przed siebie ni stąd ni z owąd natrafiając na Kruczka.
- Alicja – zatrzymał mnie Łukasz.
- Nie mogę, śpieszę się – rzuciłam.
- To ważne – powiedział stanowczym głosem.
Zatrzymałam się przed Kruczkiem.
- Czy chodzi o Agatę? – zapytałam przejęta.
- Nie, chodzi o ciebie – odpowiedział bez emocji.
- Więc to chyba jednak nie aż tak ważne – odwróciłam się.
- Stój! – krzyknął zirytowany. – Nawet w obliczu tego, co stało się Agacie, muszę dbać o dobro drużyny, któremu ty zaczynasz zagrażać.
Nigdy nie słyszałam jeszcze tak złego Łukasza, ponownie obróciłam się w jego kierunku.
- Naprawdę nie wiem, co robiłaś w pokoju Schlierenzauera i nawet nie chcę wiedzieć, ale nie po to tu jesteś. Jesteś tu dzięki Maciejowi i masz być tu po części dla niego, ale jeśli jakimś cudem postanowiłaś zmienić powołanie, to lepiej będzie, żebyś opuściła nas już na tym etapie.
Patrzałam na szkoleniowca z niedowierzaniem, nie byłam w stanie uwierzyć, że to były jego słowa.
- To oznacza, że…
- To oznacza – przerwał mi Kruczek. – Że albo zostajemy w takim układzie, jaki sobie zaplanowaliśmy, albo podziękujemy ci za współpracę.
Stałam jak wryta, analizując słowa Polaka. Spadły na mnie jak grom z jasnego nieba i chyba sama nie wiedziałam jak na to zareagować. Zagłębiłam się we własne myśli szukając odpowiedzi, na pytanie, które sama sobie zadawałam Co teraz Alicja?! Spojrzałam na Kruczka i zacisnęłam pięści. Wyciągnęłam do szkoleniowca dłoń.
- Więc dziękuję bardzo za te kilka miesięcy pracy, ale to nie ja wymyśliłam ten układ. Skoro oboje zgadzamy się, że zerwanie go na tym etapie będzie najkorzystniejsze, to już dziś spakuję swoje rzeczy – spojrzałam na Kruczka unosząc brodę delikatnie ku górze, rozpierało mnie uczucie, które można było nazwać mieszanką dumy oraz pewnośi siebie. – A teraz wybaczy pan, ale śpieszę się.
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec ku wyjściu. Nie dochodziło do mnie jeszcze, że właśnie straciłam pracę, na której paradoksalnie jeszcze kilka dni temu zależało mi najbardziej. Można to nazwać procesem dojrzewania? Kiedy zmieniają się priorytety w naszym życiu, kiedy odkrywamy, że w naszym codziennym życiu zawsze liczyło się coś innego, czy po prostu tak działa miłość? Ale ta prawdziwa… Nie udawana, czy wymuszona. Złapałam pierwszą taksówkę, która zatrzymała się pod hotelem.
- Do najbliższego szpitala proszę – trzasnęłam drzwiami.

____Tymczasem podczas treningu na hali, oczami Gregora__________________
Kiedy chęć zemsty przerasta wszystkie inne uczucia, to znaczy, że to o co walczyliśmy nie jest warte więcej niż to z czym walczyliśmy.

- Chłopie! Prawie dostałem wczoraj zawału przez ciebie – krzyczał Manuel.
- Przecież już przepraszałem cię trzy razy – przewróciłem oczami.
- Kuźwa… - skoczek zacisnął pięść. – Thomas trzymaj mnie, bo go zabiję i skończą się te wieczne problemy.
- Chłopaki! – krzyknął Pointner. – Widzę, że świetnie się bawicie, ale jeśli chcemy coś jeszcze osiągnąć na tych mistrzostwach to proponuję zabierać swoje leniwe dupska do pracy!
Po słowach szkoleniowca zaczęliśmy kolejną serię skłonów i przysiadów.
- I co masz zamiar z nim zrobić? – zapytał Fettner.
- Z kim? – spojrzałem na przyjaciela pytająco.
- Z tym Polakiem, który do tego wszystkiego doprowadził – powiedział Manu ściszonym głosem. – Z tego, co powiedziałeś wnioskuję, że nie zostawisz tego tak po prostu?
- Jasne, że nie – odpowiedziałem podczas kolejnej serii skłonów.
- Więc jak ma wyglądać zemsta? – zapytał pełen emocji skoczek.
- Zaczyna mnie przerażać twoje zaangażowanie – spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Przez niego nasza reprezentacja wiele straciła, bo ty jesteś jej najważniejszym elementem, więc należy mu się kara – Manuel przerwał ćwiczenia i uderzył pięścią o drugą, otwartą dłoń.
- Nie będziemy nikogo bić Manu, uspokój się – złapałem przyjaciela za ramię. – Chciałbym, żeby cierpiał tak jak ja – spojrzałem Fettiemu w oczy, po czym zwiesiłem głowę i wróciłem do wykonywania ćwiczeń.
- Ale? – chłopak nachylił się nade mną.
Odetchnąłem głęboko.
- Manuel rozumiem, że ty w przeciwieństwie do innych starać się nie musisz, bo wybronisz się na skoczni swoim nieopisanym talentem?! – słowa Pointnera szybko ustawiły wytatuowanego Austriaka z powrotem w szeregu.
- Więc? – spytał półszeptem wpatrując wzrok w odwróconego plecami szkoleniowca.
- Nie czuję, żeby to było mi teraz potrzebne – wyrzuciłem z siebie w końcu.
- Jak to nie? – krzyknął chłopak, co szybko przyciągnęło wzrok wszystkich na sali.
- Do ćwiczeń! – krzyknął wyraźnie już zirytowany zachowaniem Fettnera Pointner.
- Nie możesz mu odpuścić – wysyczał wręcz przez zęby Manu.
- Nie mówię, że teraz będę z nim najlepszymi przyjaciółmi, ale sądzę, że jakaś wielka zemsta wszystko pogorszy.
- Co pogorszy?! – zapytał wyraźnie zdziwiony Fetti. – Zemścisz się, dostanie za swoje i raz na zawsze zapamięta, z kim się w tej branży nie zadziera.
- Wyobraź sobie, że on tu nie jest najważniejszy – przewróciłem oczami.
- No nie, ty jesteś i właśnie to mu pokażemy – powiedział z duma Manu.
- Nie, nie ja – przyjaciel spojrzał na mnie wyraźnie już nic nie rozumiejąc. – Alicja jest najważniejsza – uśmiechnąłem się pod nosem. – Jeśli to miałoby zaszkodzić nam… To wolę się nie mścić.
Fetti złapał się za czoło.
- Nie mogę uwierzyć w to jak ona cię zmieniła! – krzyknął. – Nie możesz tak tego zostawić!
Chłopak z tunelem w uchu ponownie zwrócił na siebie uwagę wszystkich na sali.
- Dobrze panie Fettner – Alex podszedł do niego. – Skoro ma pan dziś zamiar jedynie psuć wszystkim ćwiczenia, to lepiej niech pan pójdzie pod prysznic i ostudzi swoje zapały. I to nie jest prośba.
Manu tylko przytaknął, a kiedy szkoleniowiec udał się powrotem na miejsca, Fetti odwrócił się w moją stronę i szepnął.
- Jeśli ty nic z tym nie zrobisz to ja się tym zajmę.

______Jakieś pół godziny później, oczami Alicji___________________________
Wbiegłam zdyszana do wielkiego, śnieżnobiałego budynku. Rozglądając się po recepcji, zaczęłam się zastanawiać czy to dobry szpital, nie miałam żadnych konkretnych informacji, ale to ten znajdował się najbliżej ośrodka. Przy schodach dostrzegłam znajomą mi sylwetkę.
Zbliżyłam się do niej. Kamil stał odwrócony do mnie plecami rozmawiając przez telefon. Złapałam go za ramię delikatnie tak by się do mnie odwrócił.
- Przepraszam Ewa – powiedział do słuchawki. – Muszę kończyć. Pa. Też cię kocham.
- Co z nią? – zapytałam, kiedy skoczek się rozłączył.
- Stan jest stabilny, ale nikt tak na prawdę nie chce nam nic powiedzieć. Wzięli ją na jakiś zabieg i nikt nie wie, o co chodzi, no z wyjątkiem Krzyśka, który podał się za jej chłopaka.
- I co mu powiedzieli?! – wtrąciłam się Stochowi.
- Właśnie w tym rzecz, że siedzi na korytarzu i do nikogo nie odezwał się od jakiejś godziny, już nawet nie próbujemy z niego tego wycisnąć.
- Co się jej w ogóle stało?! – zapytałam przepełniona nerwami.
- Potrącił ją wczoraj pijany kierowca, wyjeżdżał z parkingu przy skoczni – odpowiedział, wyraźnie tym wszystkim przybity Kamil.
Wzięłam głęboki oddech, starając się powstrzymać łzy.
- Gdzie on jest? – zapytałam już znacznie spokojniej niż poprzednio. – Gdzie jest Krzysiek?
- Na korytarzu w zabiegowym, wszyscy tam są – odpowiedział Kamil. – Chodź zaprowadzę cię.
Razem ze Stochem wchodziliśmy po schodach, by dostać się na wyższe piętro. Podążaliśmy w kompletniej ciszy, kiedy Kamil nagle uśmiechnął się pod nosem.
- Życzę wam szczęścia – powiedział po chwili.
Zatrzymałam się na półpiętrze i spojrzałam na niego niepewnie.
- O czym ty mówisz? – wpatrywałam się w dziwnie pewnego siebie Kamila.
Chłopak wskazał na logo wyszyte na mojej bluzie. Zaczerwieniłam się momentalnie i kurtką znajdującą się na mojej bluzie zakryłam delikatnie naszywkę.
- Nie kryj się z tym – uśmiechnął się Kamil. – Ja dobrze wiem jak wygląda miłość, umiem też przyglądać się ludziom.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Wiem, że z Maćkiem nigdy nie było tak jakby on sam chciał, ale jeśli chodzi o związki to liczy się szczęście dwóch osób, nie tylko jednej – Kamil poklepał mnie po ramieniu i odkrył logo na bluzie najeżającej do Gregora.
Momentalnie rzuciłam się Stochowi na szyję i wyszeptałam ciche:
- Dziękuję.
Skoczek podniósł mnie na duchu. Wiedziałam, że w tym, co mówił nie ma nic sztucznego, że on sam najlepiej zna się na związkach, będąc w tak długiej i szczęśliwej relacji z Ewą. Dodatkowo, w przeciwieństwie do Kruczka, on nie kierował się tylko dobrem reprezentacji.
Po tym krótkim pokazie czułości szybko ruszyliśmy dalej na górę. Po chwili znaleźliśmy się na długim korytarzu, przy samym wejściu na podłodze siedział Miętus. Klękłam przy nim i złapałam go za ramię.
- Co ci powiedzieli? – spytałam spokojnie.
Krzysiek tylko pokiwał przecząco głową. Wiedząc, że nic tu nie wskóram ruszyłam dalej, mijając całą reprezentację milczących Polaków. Nie patrzyłam na nich, chciałam uniknął ich wzroku, a raczej jednego z nich. Kilka drzwi dalej znajdował się gabinet, do którego zapukałam i pociągnęłam za klamkę nie czekając na czyjąkolwiek odpowiedź.
- Nie można tu wchodzić – mężczyzną w podeszłym wieku spojrzał na mnie zza okularów.
- Co z nią? – zapytałam nie zwracając uwagi na słowa lekarza.
- Z panną Milik? – zapytał zmieniając wyraz twarzy na bardziej pobłażliwy.
- Tak – odpowiedziałam.
- Kim pani dla niej jest? – siwy mężczyzna chwycił w dłoń kartę leżącą na śnieżnobiałym biurku.
- Siostrą – podeszłam do lekarza i podałam mu rękę. – Alicja Milik.
- Więc pani Alicjo – mężczyzna poprawił okulary, kalecząc przy tym wymowę mojego imienia. – Stan pani siostry jest stabilny, złamana kość udowa, nic przyjemnego – spojrzał na mnie unosząc wzrok znad karty trzymanej w ręku. – Obite organy wewnętrzne oraz złamany lewy obojczyk, to najprawdopodobniej wina upadku po uderzeniu.
- A ten zabieg? – zapytałam zniecierpliwiona. – Czego on dotyczył?
- Miał na celu zdiagnozowanie urazów wewnętrznych – mężczyzna odłożył kartę na biurko. – Próbowaliśmy też uratować dziecko panny Milik, ale było to absolutnie niemożliwe.
Zamarłam po usłyszeniu tych słów. Zaczęłam myśleć, że mogłam coś źle zrozumieć z łamanego włosko angielskiego pana doktora.
- Jakiego dziecka? – zapytałam.
- Dziecka – odpowiedział spokojnie. – Które panna Milik nosiła w swoim łonie. Może w tym stadium ciąży to jeszcze nieodpowiednia nazwa, ale ja jako konserwatysta… - staruszek chyba zauważył moją bladą jak kreda twarz i szybko wrócił do tematu. – W każdym razie po takim uderzeniu nie miało najmniejszych szans na przeżycie.
Przytaknęłam i próbowałam złapać oddech, jednak na próżno. Odwróciłam się i szybko wyszłam z gabinetu. Chwiejnym krokiem znalazłam się na korytarzu i ciężko oparłam się o ścianę. Poczułam ciepły dotyk na moich plecach.
- Wszystko w porządku? – zapytał Dawid.
Nabrałam powietrza w płuca i szybko wtuliłam się w blondyna.
- Alicja, co się dzieje?
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie mogłam uwierzyć w to jak stałyśmy się sobie obce… Jak ja, jako jej najlepsza przyjaciółka, jako jej siostra… Mogłam nie wiedzieć, że cały ten czas Agata mnie okłamywała.
- Alicja, co ci jest? – usłyszałam głos Maćka wyraźnie zdenerwowany.
- Gdzie jest Krzysiek? – spojrzałam na chłopaka.  
- Wyszedł dosłownie chwilę temu, bez słowa… - odpowiedział zdezorientowany Dawid.
Wypuściłam ciężko powietrze z płuc.
- Powiesz, co się stało? – Kamil podszedł do mnie wraz z Kubą, który cały czas milczał, jakby wiedział, co przekazał mi lekarz.
Spuściłam wzrok i próbowałam uspokoić oddech, przyszło mi to ciężko, ale w końcu się udało. Otarłam łzy i oparłam się plecami o zimną, jasnozieloną ścianę. Podniosłam wzrok, który spotkał się z inną, ciemną parą oczu, które wypalały we mnie dziurę.
- Pasuje ci ta bluza – usłyszałam chłodny głos Maćka.
- Przestań – Kamil złapał kolegę za ramię, jednak ten szybko się mu wyrwał.
- Daj spokój – spojrzałam na Stocha. – On nie rozumie, że teraz nie jest najważniejszy.
- Wybacz – młodszy Kot podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. – Ale nie musisz się tłumaczyć, wiem, że nigdy nie byłem najważniejszy.
Chłopak odwrócił się momentalnie i ruszył w kierunku wyjścia. Ponownie poczułam, że tracę oddech.
- Alicja – Kamil złapał mnie za ramiona i pociągnął ku podłodze. – Siadaj i oddychaj.
Zrobiłam jak nakazał Stoch.
- A teraz mów, co powiedział ci lekarz.
- Agata ukrywała coś przed nami wszystkimi – spojrzałam na Kubę, a ten tylko skinął głową…

___Oczami Maćka____________________________________________________
Dziś mrok nad Val di Fiemme zapadł zadziwiająco szybko. Jakby przestrzegając przed niebezpieczeństwami. Powinieneś być teraz w zupełnie innym miejscu mówiła aura. Ciemnooki wydawał się być jednak głuchy na jej wołania. Bowiem los nie jest pobłażliwy, wystarczy tylko, ze ktoś właściwie pociągnie za sznurki, by splamić śnieżnobiałą powłokę świata, plamami krwi…

Wybiegłem ze szpitala, pełen złości, goryczy. Chciało mi się płakać tak bardzo, że nie czułem już nawet złości. Chłód przeszył moje rozgrzane ciało. Złapałem się za włosy i runąłem kolanami na leżący na ziemi śnieg. Nie chciałem w to wierzyć. Nie chciałem wierzyć, że przegrałem tą walkę… Że wszystko było już stracone, że ona była już stracona… Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Podniosłem się z ziemi i zatoczyłem bezsilnie koło. Ruszyłem w stronę, która wydała mi się odpowiednią, by znaleźć się w hotelu. Choć nie dbałem o to czy, rzeczywiście ta ścieżka tam prowadzi. Minąłem śmietniki, stojące przy jakimś zapuszczonym murze, kiedy usłyszałem czyjś głos.
- Pan jest skoczkiem prawda? – mężczyzna opierający się o kamienną ścianę, którego wcześniej nie zauważyłem uśmiechnął się pod nosem.
- Tak mi się wydaje – odpowiedziałem. – Czego chcesz?
- Jeśli kieruje się pan do tego ośrodka… To proponuję raczej tędy – łysy facet wskazał palcem, spory park znajdujący się za murem. – Droga na skróty, znacznie szybsza i pusta jeśli szuka pan odosobnienia.
Wzruszyłem tylko ramionami i sam nie wiem czemu, ale posłuchałem podejrzanego mężczyzny w skurzanej kurtce, przechodząc przez zardzewiałą furtkę prowadzącą do parku.
Niedane mi już było zobaczyć cwanego śmieszku na twarzy łysola, ani tego, że po chwili zaczął za mną wolno podążać. Szedłem po skrzypiącym pod butami śniegu, ciemność w opuszczonym parku, rozświetlał tylko blask księżyca. Uniosłem wzrok, kiedy zacząłem się czuć nieswojo. Przede mną jakby znikąd pojawiły się cztery, rosłe sylwetki, które wolnym kierunkiem zbliżały się w moją stronę. Przełknąłem ślinę. Jedna z ciemnych sylwetek trzymała w dłoni coś długiego, wyglądającego z daleka jak kij bejsbolowy. Przystanąłem w miejscu i szybko odwróciłem się za siebie. Jednak i z tamtej strony nadchodzili jacyś mężczyźni, z łysym, którego spotkałem przy murze na cze;e. Zamknąłem oczy i starałem się uspokoić. Kroki stawały się coraz głośniejsze, ale cały czas zbliżały się dziwnie wolno, co tylko wzmagało mój stres. Przełknąłem ślinę.
- Pan Maciej Kot? – spytał jeden ze zgrai mężczyzn, którzy momentalnie mnie otoczyli.
- Tak – przytaknąłem.
- To źle – uśmiechnął się łysy. – Ale oczywiście dla pana.
- Czego chcecie? – spytałem roztrzęsiony.
- Chcemy dać panu lekcje, że nie ładnie jest tak manipulować czyimś życiem – zaśmiał się inny z bandy i  z całym impetem zadął mi cios w brzuch, który powalił mnie na śnieg.
- Spokojnie – łysy nachylił się nade mną. – Niedługo przestanie boleć…

___W tym samym czasie, oczami Alicji___________________________________
Ludzie, którzy wydają się nam najbliżsi często kryją przed nami tajemnice. Przecież zawsze chodzi o nasze dobro. Kryjąc przed nami swoje pomyłki, by wydawali się być bez skazy. Jednak jak można zamaskować rysę na szkle? Wystarczy, że spadnie pierwszy deszcz, który zmyje nasze kłamstwa.

Po tym jak opowiedziałam chłopakom wszystko, wstałam z podłogi i ruszyłam na dwór w poszukiwaniu Krzyśka. Wybiegłam z budynku i rozejrzałam się wokół. Tuż po drugiej stronie ulicy, na niemal pustym przystanku autobusowym siedziała niewielka postać. Ruszyłam w jej stronę, przechodząc przez świecącą pustkami ulicę.
- Co tu robisz? – podeszłam do Miętusa.
- Siedzę i myślę – wyszeptał. – Ale mam dość. Gdzie poszedł Maciek? Widziałem jak wychodził, jest ciemno, lepiej, żeby nie wracał sam.
- Przestań – usiadłam koło Krzyśka i złapałam go za dłoń, mimo początkowych protestów. – Nic mu nie będzie.
Krzysiek spuścił głowę.
- Kochałem ją wiesz – uśmiechnął się niebieskooki.
- Kochasz. Ona nie odeszła.
- Ale jak mogę – Krysiek ukrył twarz w dłoniach.
Objęłam chłopaka mocno.
- Musisz wiedzieć czy ważniejsza jest dla ciebie Agata, czy już nigdy nie byłbyś wstanie patrzeć na nią w ten sam sposób po tym, czego się dowiedziałeś – spojrzałam w górę przez przeszklony dach przystanku. Księżyc momentalnie zniknął za grubą powłoką chmur. Chłopak usiadł opierając się o ścianę przystanku.
- Nie mogę pogodzić się z tym – Krzysiek przełknął ślinę. – Ale wiem też, że nigdy nie potrafiłbym się odkochać. Zapomnieć o niej tak po prostu. Nie jestem na tyle silny, żeby powiedzieć jej nie.
- Nie jesteś – wypuściłam chłopaka z objęć. – Albo nie chcesz być…
Po policzku Krzyśka płynęła pojedyncza łza, a chłopak mimowolnie się uśmiechnął.
- Pewnie masz rację – chwycił moją dłoń. – Nigdy jej sobie nie odpuszczę. Tylko nie chcę – załamał mu się głos. – Nie chcę patrzeć jak odchodzi.
Oczy momentalnie mi się zaszkliły, po raz kolejny objęłam Krzyśka mocno.
- Nic takiego się nie wydarzy – mówiłam przez łzy. – Nie ważne, co z nią będzie, wszystko to przetrwamy, rozumiesz? – spojrzałam chłopakowi w oczy. – Zrobimy to dla niej.

________________________________________________________________________________
Tak, więc to już chyba wszystko. Przyznajcie sami, że jest tego duuuużo : )
Mam nadzieję, że po części odkupiłam swoje winy.
Do następnego ;)
Mam też prośbę! W komentarzach dajcie znać, czy chcielibyście czytać jakieś inne opowiadanie mojego autorstwa.



czwartek, 18 lipca 2013

#20 Zwrot o 180 stopni

Hej : ) Oto przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem. I tak może ostatni był trochę zbyt dramatyczny, może trochę przerysowałam, a raczej przepiałam całą historię. Może ciut zbyt zaszalałam, ale tak miała wyglądać cała historia, tak ją sobie wymyśliłam gdzieś tam w mojej główce. Zobaczymy jaka będzie Wasza reakcja na kontynuację. Nie przeciągam już tego, tylko zapraszam do czytania : )
________________________________________________________________________


Po konkursie indywidualnym, oczami Agaty
- Mamy medal, mamy medal, mamy medal! – Dawid i Piotrek ciągle nosili Maćka na ramionach. Choć minęła już niemal godzina od zakończenia konkursu.
Brązowy medal to nie byle co, zwłaszcza jeśli zdobywa się go na mistrzostwach świata. Jednak nie potrafiłam się cieszyć, kiedy jakby jedyna zauważyłam nieobecność Alicji. Wysłałam jej kolejnego smsa, o dokładnie takiej samej treści.

Do Siostrzyczka <3:
GDZIE JESTEŚ?! MARTWIĘ SIĘ BARDZO! PROSZĘ CIĘ ZADZWOŃ, ODPISZ, ALBO CHOCIAŻ ODBIERZ ODE MNIE!!!

Stałam pod ścianą przy drzwiach wejściowych do naszego lokum przy skoczni, trzymając w dłoniach milczący telefon, przygryzałam wargę ze zniecierpliwienia.
- Wszystko w porządku? – poczułam dotyk Kuby na moim policzku.
- Tak – odpowiedziałam, wciąż wpatrując się w ciemny ekran telefonu.
- Więc czemu stoisz tu sama? – zapytał.
- Czekam na Alicję – odpowiedziałam.
- Gdzie ona się podziewa?
- Poszła do Toma – skłamałam, żeby nie denerwować Kuby. – Widziałeś gdzieś może Krzyśka?
Starszy z Kotów odwrócił wzrok, a ja niepewnie spoglądałam na niego.
- Słuchaj – złapał mnie za dłonie, w których trzymałam telefon. – Ja rozmawiałem z Krzyśkiem…
- Co? – otworzyłam oczy. – Co mu powiedziałeś?!
- Raczej on mi…
- Mów – powiedziałam półszeptem.
- On – Kuba nie potrafił wydusić z siebie słowa. – Powiedział, że nie mamy sobie przeszkadzać…
- Kto?! – przerwałam chłopakowi.
- Ty i ja – odpowiedział. – I że zależy mu na tym, żebyś była szczęśliwa…
Opadła mi szczęka, nie mogłam uwierzyć w słowa Kuby.
- … a skoro chcesz być ze mną, to on nie będzie nam stawał na drodze – dokończył Kuba.
W tym momencie poczułam wibracje, Alicja odpisała. Jednak nie byłam w stanie skupić się teraz na smsie. Wyrwałam swoje dłonie z objęć Kuby.
- Jakim w ogóle prawem – do oczu napłynęły mi łzy. – Za moimi plecami handlujecie się moimi uczuciami! Moim sercem…
- Agata – Kot próbował mnie uspokoić, jednak na próżno.
- Nie! – odsunęłam się od Kuby. – Dosyć tego! Dosyć ulegania każdemu! Nie chcę być tylko towarem na półce, który ktoś może sobie prać, bez mojej zgody! Może to i moja wina. Sama sobie tego przysporzyłam, ale koniec z tym. Jesteś wspaniały – spojrzałam w oczy chłopaka. – Ale to, co się stało było pomyłką, o której chce zapomnieć, choć nie potrafię – spuściłam wzrok. – Niestety nie mogę zapomnieć… - złapałam się delikatnie za brzuch, który skrywał moją największą tajemnicę.
Kuba wyraźnie posmutniał, na całe szczęście nie zauważając moje gestu.
- Więc nie mam, na co liczyć? – zapytał.
Pokręciłam przecząco głową.
- Gdzie jest Krzysiek? – zapytałam po chwili.
- Poszedł na parking – odpowiedział bez emocji Kuba.
- Przepraszam, że tak długo nie potrafiłam ci powiedzieć prawdy – odwróciłam się i szybko pobiegłam w stronę parkingu.
Omijałam sporą ilość ludzi i cofające samochody.
- Krzysiek! – krzyczałam co chwilę by znaleźć chłopaka.
Zlodowacony parking, oświetlały wysokie lampy, lecz ciężko było kogoś wypatrzeć, w oddali zobaczyłam jednak znajomą sylwetkę, więc najszybciej jak mogłam zaczęłam biec.
Dopiero teraz wyciągnęłam z kieszeni telefon i ciągle biegnąc odczytałam smsa.

OD Siostrzyczka <3:
Nie przejmuj się mną, niedługo wrócę. : )
Kocham cię.

Nagle usłyszałam krzyk Krzyśka:
- Agata uważaj!
Pisk opon, rozległ się w powietrzu i przeciął je na wskroś. Nie czuć było bólu. Nie czuć było już nic. Jedynie smutek, że nie zdążyło się powiedzieć, tego, co skrywało się tak długo.
 A potem było już tylko ciemno…

Około godziny wcześniej, oczami Alicji
Biegłam. Najszybciej jak mogłam, walcząc o każdą cenną sekundę. Niepewnym krokiem, weszłam po długiej drabinie. Na dachu panowała prawie zupełna ciemność i trudno było cokolwiek dostrzec. Jednak na samym końcu, dostrzegłam ciemną, wysoką sylwetkę. Pobiegłam do niej, uważając przy tym by nie poślizgnąć się na śliskim, zmrożonym śniegu.
- Gregor! – krzyknęłam, kiedy zatrzymałam się kilka metrów od stojącego na krawędzi dachu chłopaka. – Co ty robisz?
Austriak drgnął lekko. Nie obracając się w moją stronę przemówił.
- Zawsze chciałem umieć latać, sądziłem, że dzięki skakaniu, będę niczym ptak, ale to boli wiesz… - zatrzymał się na chwilę. – Kiedy ktoś podetnie ci skrzydła…
Łzy znowu spływały mi po policzkach. Nie potrafiłam się odezwać, nie mogłam nic powiedzieć, nie umiałam…
Gregor spojrzał w dół.
- Myślę, że w tej sytuacji nie pomoże mi nawet RedBull – zaśmiał się Schlieri i wyciągnął lewą nogę przed siebie.
- Nie! – krzyknęłam i upadłam na kolana. – Przestań – mówiłam przez łzy. – Przestań to robić, przestań z tego żartować!
Schlierenzauer powoli postawił nogę z powrotem.
- Nigdy nie byłem jeszcze tak słaby – zaczął. – Tak pusty, nigdy nie zawodziłem innych, skoki były wszystkim, a teraz przepadło, nawet to…
- To chyba nie powód żeby się zabić?! – oparłam się rękami o śnieg, ciągle klęcząc na zimnym dachu.
- Nie – zaśmiał się Gregor. – Pewnie nie. Nie sądzę… Ale, to ty odebrałaś mi to co wydawało mi się sensem skakania.
Wpatrywałam się w spoglądającego w górę Austriaka.
- Niebo. Zawsze chciałem go dosięgnąć, kiedy skakałem, zawsze byłem blisko, a jednak daleko, dzięki temu stawałem się coraz lepszy – Schlieri nie przestawał mówić, spokojnym jakby odprężonym głosem. – Do momentu, kiedy pojawiłaś się ty i stałaś się moim niebem, to dla ciebie chciałem skakać, a potem odeszłaś, zabierając mi sens…  A po co komu życie bez sensu?
- Nie odeszłam by ci cokolwiek odbierać – powiedziałam łamiącym się głosem. – Odeszłam bo nie byłam ci potrzebna. Bo to ty mnie nie chciałeś…
Podniosłam się z ziemi i powoli podeszłam do Gregora, stanęłam koło niego, na samym skraju dachu.
- Co ty robisz? – zapytał zdziwiony, patrząc na mnie.
- To co ty…
- Ty masz swój sens, masz swojego Polaka, swoje zdjęcia… - powiedział znacznie bardziej zdenerwowanym głosem.
- Ale jak mam żyć z myślą, że odebrałam komuś sens, że odebrałam komuś życie? – spojrzałam na chłopaka.
Gregor próbował coś powiedzieć, ale ja mu przerwałam.
- Jeśli ty skoczysz, ja zrobię to samo – spojrzałam w dół. – Pozwolisz mi na to? – spojrzałam w oczy przerażonego Austriaka.
- Nie zrobisz tego – uśmiechnął się po chwili. – Za bardzo go kochasz!
- Kogo?! – krzyknęłam. – Maćka?! Myślałam, że go kocham, ale było tak tylko dlatego, że ty mnie do tego zmusiłeś rozumiesz?! Zmusiłeś mnie żebym go kochała!
Gregor odetchnął głęboko i uśmiechnął się pod nosem, tak jakby właśnie odkrył jakąś wielką tajemnicę.
- Od kiedy z nim jesteś? – zapytał po chwili.
Spuściłam głowę nie przestając płakać.
- Nie wiem – pokręciłam głową. – Po tym jak kazałeś mi wyjść wszystko się szybko potoczyło.
Gregor spojrzał w niebo, coś nie dawało mu teraz spokoju. Jego oczy zmieniły się, a twarz mówiła znacznie więcej niż z początku.

Oczami Gregora
Wszystko stało się dla mnie jaśniejsze. Poczułem coś dziwnego. To nie Alicja tu zawiniła, nigdy nie była winna. TO ON. Zrobiłem jeden krok do tyłu i zszedłem z podwyższenia na krawędzi dachu. Wyciągnąłem do długowłosej rękę.
- Chodź do mnie – uśmiechnąłem się.
Dziewczyna patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Zapewne zastanawiała się, co tak nagle zmieniło moje podejście.
- Złap mnie za rękę, nie chciałbym, żebyś teraz mi stąd spadła.
Alicja odetchnęła głęboko, jednak wciąż nie przestawała płakać. Chyba była szczęśliwa. Miałem taką nadzieję. Złapała mnie za dłoń i mocno ją ścisnęła. Podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce.
- Już jest dobrze – pocałowałem ją w czoło. – Już nie płacz.
Podszedłem do sporych metalowych skrzyń stojących na dachu, które były zapewne wlotami klimatyzacji i posadziłem na nich Alicję. Olczyk oddychała ciężko. Oparliśmy się o siebie czołami.
- Zimno ci? – zapytałem.
Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy.
- Proszę cię – przemówiła po chwili łamanym głosem. – Przytul mnie.
Słowa Alicji wywołały uśmiech na mojej twarzy. Zrobiłem, czego zażyczyła sobie ode mnie Polka. Olczyk wtuliła się we mnie najmocniej jak mogła i znowu się rozpłakała.
- Przepraszam cię – pocałowałem ją w czoło. – Że tyle przeze mnie płaczesz. Nie chciałem tego.
Łkanie dziewczyny przerywało głuchą ciszę panującą na dachu.
- Cieszę się, że przyszłaś wiesz – głaskałem ją po policzku. – Cieszę się, że tu jesteś.
- Gregor – Alicja spojrzała w moje oczy. – Ja cię kocham, proszę zrozum to…
Otarłem łzy z twarzy Polki, które rozmazały jej maskarę.
- Ja ciebie też – odpowiedziałem. – Zawsze cię kochałem, zawsze będę cię kochał…
Po tych słowach nasze usta delikatnie się musnęły, by już po chwili całować się łapczywie. Tak jakby to miał być nasz ostatni pocałunek. Alicja oplotła się na mojej szyi, a ja uniosłem ją delikatnie, przechylając lekko do tyłu. Trwaliśmy w tej chwili, po mimo chłodu i wiatru, który właśnie zerwał się i niemiłosiernie mierzwił długie, ciemne włosy Alicji. Po chwil oderwaliśmy się od siebie, wdychając zimne powietrze, stykaliśmy się czołami, a ja delikatnie odstawiłem Polkę na metalową skrzynię.
- Nie idźmy stąd – wyszeptała Alicja. – Chciałabym zostać tu z tobą już na zawsze.
Uśmiechnąłem się.
- Zamarzniesz mi tu księżniczko – dotknąłem jej zziębniętego policzka.
- Przy tobie nigdy – Olczyk musnęła delikatnie moje wargi.
- Chodź – złapałem ją za dłoń.

Oczami Alicji
Chwilę potem byliśmy już w pokoju Gregora, a mnie przepełniało niesamowite uczucie. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i napisałam szybko smsa do Agaty.

DO Skarb <3 :
Nie przejmuj się mną, niedługo wrócę. : )
Kocham cię.

Miałam nadzieję, że Agata w końcu powie Krzyśkowi, co naprawdę do niego czuje, że będzie tak szczęśliwa jak ja. Ale wtedy uderzyła mnie jedna myśl. „ Jednak chciałbym cię tylko poprosić, żebyś podtrzymała ten związek chociaż do końca sezonu.
Spuściłam głowę, a przed oczami widziałam uśmiech Maćka. Znów czułam zmieszanie, jednak tym razem wiedziałam, że to Gregora kocham najbardziej, wiedziałam jak bardzo brakowało mi go przez ten cały czas. Nie chciałam przed nim niczego ukrywać, niczego zatajać. Pragnęłam być z nim szczera. Chłopak usiadł obok mnie na łóżku i mocno objął. Wzięłam głęboki wdech.
- Gregor – spojrzałam na niego. – Muszę ci coś wyznać…

____________________________________________________________________
Więc 20 rozdział za nami. Prawie 9000 tysięcy wyświetleń na liczniku : ) Powiem Wam, ze w życiu nie spodziewałam się takiego wyniku. Niestety jesteśmy już coraz blizej końca, w swoich planach mam jeszcze jeden duży rozdział i epilog, ale zobaczymy jak wyjdzie. Tymczasem komentujcie, zawsze chętnie wszystko czytam : ) Do następnego : *

poniedziałek, 15 lipca 2013

#19 To byłby jego ostatni skok...

Po moim tygodniowym urlopie powracam z nowym, mam nadzieję dobrym rozdziałem. Dziękuję wam za cierpliwość i jeszcze raz przepraszam, że tak długo musieliście czekać!
___________________________________________________________________________


Bo nie będzie światła słońca
Jeśli stracę Ciebie, kochanie
Nie będzie bezchmurnego nieba
Jeśli stracę Ciebie, kochanie
Dokładnie jak chmury
Moje oczy zrobią to samo, jeśli odejdziesz
Każdego dnia będzie padał deszcz...
[x]

Predazzo. Miejsce, w którym wszystko miało się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni. Jednak, kto mógł wtedy przypuszczać, że wszystko potoczy się tak, a nie inaczej. Wysoki, piękny, wspaniały hotel oszołomił nas już na wejściu. Wraz z Maćkiem, trzymając się za ręce stanęliśmy przed budynkiem i przechylając nasze głowy, staraliśmy się znaleźć szczyt budynku.
- Trzeba przyznać, że jeśli ktoś chciałby poćwiczyć skoki skacząc z tego dachu – w tym momencie Maciek wymownie spojrzał na Piotrka. – To byłby jego ostatni skok.
- Dlatego pan – oplotłam swoje dłonie na szyi chłopaka. – Będzie ćwiczył tylko i wyłącznie pod moim okiem.
- Chyba mógłbym na to przystać – Kot obdarował mnie uśmiechem, po czym zbliżył swoje usta do moich.
Jednak niedane nam było rozgrzać zziębnięte wargi w pocałunku, ponieważ już po chwili rozdzielił nas głos Kruczka.
- Starczy tych czułości – Łukasz stanął tuż przy nas. – Proszę wnosić walizki, a panią zapraszam ze sobą.
Te na pozór surowe słowa Kruczka wywołały u reszty polskiej ekipy pomruk niepewności. Ze zwieszoną głową ruszyłam za szkoleniowcem. Kruczek w recepcji rozdał wszystkim klucze do podziału, sam zabrał jeden z nich i nakazał mi za sobą podążać.
Pokój kruczka był dość przestronny i robił niesamowite wrażenie, jeśli tak miał wyglądać każdy apartament to jak dla mnie mistrzostwa świata mogą trwać do końca sezonu. Łukasz ruchem ręki kazał mi usiąść na krześle przy sporym biurku, tuż pod oknem, by po chwili do mnie dołączyć.
 -Słuchaj Alicja – powiedział spokojnym i łagodnym głosem.
Spojrzałam na niego trochę niepewnie, nic przy tym nie mówiąc.
- Ty i Maciek… - wyglądało jakby Kruczek sam nie wiedział, co powiedzieć. – Jesteście parą? – zapytał po chwili.
Przytaknęłam niepewnie.
- Tak, można to tak nazwać – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jak wam się układa? – pytanie szkoleniowca zaskoczyło mnie, może dlatego, że sama nie wiedziałam jak odpowiedzieć na to pytanie.
- Dobrze… - odpowiedziałam po chwili.
- Czy wy, a raczej ty planujecie ten związek… podtrzymać? – zapytał dość nieśmiało Kruczek.
Zmarszczyłam brwi. Skąd te pytania?!
- Rozumiem, że możesz nie chcieć odpowiadać na moje pytania – Kruczek podniósł się z krzesła. – Nie będę cię do niczego zmuszał – szkoleniowiec podszedł do okna. – Jednak chciałbym cię tylko poprosić, żebyś podtrzymała ten związek chociaż do końca sezonu.
Zrobiłam wielkie oczy. Czułam jak moja szczęka opadła niemal na podłogę. Czy ja się przesłyszałam?!
- Mógłbym cię o to prosić? – zapytał ponownie.
Przytaknęłam ciężko przełykając ślinę. Sama nie wiedziałam czy robię dobrze, przystając na propozycję Kruczka. Czy ja jestem w stanie mu to zagwarantować?
- Ale skąd ta prośba? – spytałam po chwili.
- Cóż… Raczej nigdy nie wierzyłem w tego typu rzeczy, jednak tym razem wydaję mi się, że dobra, stabilna forma Maćka, to w dużej mierze twoja zasługa – Łukasz ponownie zajął miejsce na krześle. – I teraz skoro przed nami mistrzosta świata, to nie chcę zapeszać i mam nadzieję, że…
- Nie musi się pan martwić – przerwałam Kruczkowi.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech i wyraźna ulga.
- Dziękuję ci bardzo Alicjo – odetchnął szkoleniowiec.
- Nie ma za co – wstałam i bez zbędnych słów opuściłam pokój.
Szłam po korytarzu, bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń. Więc nawet nie mogę już myśleć o jakimkolwiek pojednaniu z Gregorem? Bo mam zobowiązania co do drużyny? Bo obiecałam to Kruczkowi? Bo dużo zależy ode mnie? Zastanawiałam się i obwiniałam za to, że nie mogę po prostu powiedzieć, że ja kocham Maćka. Czemu to mi nie przechodziło przez myśl?
Zapukałam do drzwi z numerem 45, które po krótkiej chwili otworzyła Agata.
- I co chciał Kruczek? – zapytała zaciekawiona.
- Nic, chciał tylko pogadać.
- To dobrze – odpowiedziała Agata ze spokojem w głosie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Klucz od twojego pokoju ma Maciek – powiedziała po chwili dziewczyna wyciągając zawartość swojej walizki na łóżko.
Przewróciłam oczami i oparłam się o ramę drzwi. Świetnie! Jeszcze niech on wypytuje się o czym rozmawiałam z Kruczkiem.
- To ja już pójdę – wybąknęłam. – Widzimy się potem?
Dziewczyna przytaknęłam z uśmiechem, który mimo wszystko wydawał mi się udawany. Jednak nie dopytując się o nic, zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam do pokoju Maćka.
57. Zapukałam w ciemne drzwi i po chwili zobaczyłam rozanielonego chłopaka.
- Hej – posłałam Kotowi uśmiech.
- Hej – chłopak oparł się o ramę drzwi. – Szukasz kogoś? – zapytał unosząc teatralnie jedną brew.
- Tak się składa, że szukam swojego chłopaka – po raz pierwszy użyłam tego słowa w obecności Maćka. – Średniego wzrostu, ciemne włosy, aroganckie podejście do świata, ogólnie taki cham – przewróciłam oczami. – Widziałeś go może?
- No teraz to przegięłaś! – Maciek złapał mnie w pasie, zamknął drzwi od pokoju i rzucił na łóżko. – Arogancie podejście mówisz?
Usiadł na moich nogach tak, że nie mogłam się ruszyć.
- Cham? – chłopak zaczął mnie łaskotać, a ja starałam się temu oprzeć, jednak po chwili wybuchłam śmiechem, przeplatanym desperackim płaczem. – Teraz mnie popamiętasz.
- Już przestań, proszę cię – złapałam chłopaka za dłonie i spletliśmy się palcami. – Już… Uroniłam jeszcze jedną łzę.
Maciek nachylił się nade mną, tak że czubki naszych nosów niemal się stykały.
- Kocham cię – wyszeptał.
- Ja ciebie nie potworze – zaśmiałam się i uniosłam delikatnie głowę całując przy tym Kota.

Wieczór. Za dwadzieścia minut odbywają się pierwsze kwalifikacje, do konkursu indywidualnego na małej skoczni. Wszyscy chodzą podekscytowani i trochę niepewni tego, co czeka ich już niedługo. W naszej polskiej „bazie” panuje jeden wielki zamęt. Usiadłam w samym rogu pomieszczenia, na niewielkim krzesełku i obserwowałam zachowanie każdej osoby. Maciek i Kamil stali przy drzwiach i zaciekle o czymś dyskutowali. Kruczek wraz ze współpracownikami trzydziesty już raz sprawdzali sprzęt, mierząc nawet długość nart. Dawid rozmawiał z Agatą, śmiejąc się przy tym. Piotrek opowiadał coś Krzyśkowi, a Kuba siedział w przeciwległym rogu pomieszczenia. Między nim a Krzysiem od przyjazdu do Predazzo dało się czuć napiętą atmosferę. A we mnie z minuty na minutę rosła obawa, że przyjazd do Włoch, przyniesie znacznie więcej niż wszyscy oczekiwaliśmy.
- Wychodzimy – krzyknął Kruczek.
Wszyscy oderwali się od swoich dotychczasowych zajęć. Opuściliśmy pomieszczenie, kierując się w stronę skoczni. Przy wejściu na górę rozdzieliliśmy się. Piotrek, Kamil, Maciek, Dawid, pierwszy i drugi trener udali się już na górę. Agata zniknęła gdzieś w tłumie pod pretekstem robienia zdjęć, a ja z niewielkiej odległości przyglądałam się rozmowie Krzyśka i Kuby.
- Chyba pora sobie wszytko wyjaśnić – słyszę z ust Krzyśka.
Szybko obracam się i robię kilka kroków, z jakiegoś powodu nie chcę słyszeć tej rozmowy. Mijam kilku zabieganych ludzi, z nosami wbitymi w swoje notatki, rozpiski, plany działania, którym nawet przez myśl nie przyszło, żeby ominąć, długowłosą, trochę zagubioną dziewczynę. Jeszcze raz obracam się, Krzysiek rusza na górę, Kuba z zaciśniętymi pięściami oddala się od miejsca rozmowy. Do czego mogło dojść? Niedane mi było długo rozmyślać o tamtym zdarzeniu. Moim oczom ukazała się grupka ludzi kierujących się ku skoczni. Austriacy. Serce zabiło mi szybciej. Naciągnęłam na głowę kaptur od płaszcza, tak by, choć trochę osłaniał mi twarz. Minął mnie Fettner, Pointner i kolejni Austriacy, za nimi, w sporym odstępie podążał za nimi Gregor. Widocznie mnie nie dostrzegał, jego myśli zapewne krążyły tylko wokół dobrego skoku, jednak nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem jednego…

Oczami Gregora
Już czas. Wolnym krokiem, z nartami na ramieniu, szedłem za Morgim. Nie czułem się na siłach, żeby nawet oddychać, a co dopiero oddać skok. W dodatku dobry skok. Mijałem wpatrujących się w nas ludzi, którzy tworzyli dla nas korytarz. Lecz nie przyglądałem się im. Wiedziałem, że nie zobaczę wśród nich jej. Uniosłem wzrok i wpatrywałem się w rozbieg skoczni. Czy podołam? Nagle poczułem dotyk czyjejś ciepłej dłoni, na mojej ręce. Był krótki, jednak znajomy i na swój sposób kojący. Odruchowo odwróciłem głowę, jednak nie zobaczyłem tam nikogo, albo raczej nikogo, na kogo po cichu liczyłem.

Siedziałem na progu, wziąłem już ostatni, głęboki oddech. To nie miało prawa się udać. Odepchnąłem się od belki i przyjąłem pozycję. Odbicie… Czemu nie myślałem o skoku… Wiedziałem, że powinienem myśleć o skoku. Jednak jedyne, co miałem w tym momencie w głowie, to fakt, że wpatrują się we mnie ciemne oczy, które już nigdy nie będą moje. Lądowanie. Nie wiem jakie było, nie obchodziło mnie to. Czy się zakwalifikowałem? Nie wiem. Wypiąłem narty i poszedłem dalej, bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń. Koniec.

Oczami Alicji
Zakwalifikowali się wszyscy Polacy. Teraz długi okres oczekiwania na pierwszą serię. Chodziłam z aparatem w dłoniach, omijając bardzo zajętych ludzi. Ogarnął mnie okropny chłód, mimo, że nie było aż tak zimno. Z transu, w którym byłam wybudził mnie czyjś dotyk. Dość bolesny, ktoś obrócił mnie w swoim kierunku.
- Gdzie jest Gregor?! – z ust Manuela padło pytanie, którego nigdy bym się nie spodziewała.
- Skąd mam wiedzieć? – odpowiedziałam spokojnie.
Manuel puścił moje ramię.
- To wszystko twoja wina rozumiesz?! – Fettner krzyknął na mnie.
Zmarszczyłam brwi.
- Moja wina?! – odepchnęłam Austriaka, a do oczu napłynęły mi łzy. – Że on sobie nie radzi?! Nie obchodzi mnie to rozumiesz!!! Nie mam na niego żadnego wpływu! – krzyczałam jeszcze głośniej. – Nigdy nie miałam…
- Hej, co to ma być?! – usłyszałam głos Maćka, który podbiegł do nas wyraźnie rozzłoszczony.
Odepchnął ode mnie Manuela. – Czego od niej chcesz?!
Fettner wyraźnie chciał coś odpowiedzieć, jednak powstrzymał go Morgi, który pojawił się znikąd.
- Dość Manu – złapał chłopaka za ramię.
Ten rozwścieczony odwrócił się i ruszył w swoją stronę.
- Mogę z Tobą porozmawiać? – zapytał mnie spokojnym głosem Morgenstern.
- Nie możesz – odpowiedział za mnie Kot.
Spojrzałam na niego, ze łzami w oczach.
- Daj nam chwilę, proszę – próbował go uspokoić Thomas.
Złapałam Maćka za dłoń i ścisnęłam mocno.
- Zaraz wrócę – powiedziałam i ruszyłam z Morgim przed siebie.
Kot wyraźnie zmieszany, nawet już nie protestował.
- O co wam chodzi?! – zapytałam po chwili. – Czemu wy mnie obwiniacie za to, że Gregorowi nie idzie?
- To nie tak, że cię obwiniamy – Thomas starał się mnie uspokoić. – Nie o to mi teraz chodzi i nie chcę marnować na to teraz czasu – spojrzał na mnie z poważną miną. – Gregor zniknął zaraz po kwalifikacjach i chcieliśmy się dowiedzieć, czy wiesz gdzie może być?
Pokiwałam przecząco głową, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa.
Thomas spuścił głowę.
- Dziękuję ci, że w ogóle chciałaś mi poświęcić czas – powiedział smutnym głosem i odszedł, zostawiając mnie samą.
Jak to zniknął… Stałam bez ruchu. Dopiero po chwili namysłu, roztrzęsionymi palcami wybrałam numer Gregora na telefonie i przyłożyłam komórkę do ucha. Szybko jednak zostałam rozłączona.

DO Gregor:
GDZIE TY JESTEŚ???

Oddaliłam się szybkim krokiem od skoczni, stanęłam pod jednym z kilku drzew, przy sporym parkingu i czekałam na jakąkolwiek odpowiedź. Nagle poczułam wibracje, szybko odblokowałam ekran i z zapartym tchem czytałam długiego smsa…

Od Gregor:
Przepraszam cię. Nie chciałem cię w to mieszać, ale widocznie ktoś już to za mnie zrobił. Wydaję mi się, że pozostaje mi już tylko jeden skok w życiu, bo dla mnie nie ma już wyżej nieba, po które mógłbym sięgnąć, więc zapomnij o mnie, tak jak robiłaś to dotychczas. Byłaś w tym najlepsza, dla mnie aż za dobra.

Po policzkach spływały mi łzy. A przez ciało przechodziły dreszcze. Wybrałam numer Austriaka i zadzwoniłam jeszcze raz, tym razem abonent był jednak niedostępny. Zaczęłam biec najszybciej jak mogłam do hotelu. Po jakiś piętnastu minutach znalazłam się na schodach przed budynkiem. Ciężko oddychając upadłam na stopień, kolejny już raz wybierając numer Gregora. Oparłam się o barierkę i zaczęłam zastanawiać gdzie on mógł pójść. Wszechobecną ciemność rozświetlały tylko pojedyncze lampy i biały śnieg, leżący na ziemi. Uniosłam głowę wysoko, z jakiegoś powodu przypomniało mi się jak jeszcze nie tak dawno temu, przesiadywałam na podobnym dachu z Greogrem. I wtedy uderzyło mnie wspomnienie, słowa wypowiedziane przez Maćka, tuż po przyjeździe tutaj. „Trzeba przyznać, że jeśli ktoś chciałby poćwiczyć skoki skacząc z tego, to byłby jego ostatni skok.” Zerwałam się ze schodów i z hukiem wbiegłam do hotelu. Nikogo nie było w recepcji. Schodami wbiegłam na górę, a serce biło mi tak, szybko, że zaczęło mi się kręcić w głowie. Znalazłam się na ostatnim piętrze, na końcu długiego korytarza, znajdowała się drabina i otwarty nad nią właz.
Biegłam. Najszybciej jak mogłam, walcząc o każdą cenną sekundę.
_______________________________________________________________________________
I jak? : )
Następny pod koniec tygodnia. Do przeczytania! : *