A teraz tak serio, nie będę pisała wielkich przeprosin, bo zajęłyby one więcej niż sam rozdział. W ramach zadośćuczynienia, wstawiam wam najdłuższy rozdział ever, kończący powoli całą historię. Następny rozdział, który najprawdopodobniej będzie już epilogiem, pojawi się na dniach. Bez zbędnego przeciągania, zapraszam do lektury!
_______________________________________________________________________
Wczesna
pobudka w chłodnym pokoju sprawiła, że moje ciało momentalnie przeszedł
dreszcz. Odwróciłam się na drugi bok, brak obecności przy mnie drugiej osoby
sprawił, że nerwowo podniosłam się z łóżka.
- Tu jestem – usłyszałam głos dochodzący z łazienki. – Nie chciałem cię budzić.
Gregor podszedł do mnie z uśmiechem na ustach, po czym usiadł na skraju łóżka. Zajęłam miejsce obok niego, patrząc chłopakowi w oczy.
- Jeśli chcesz wracaj do łóżka – rozległ się troskliwy głos. – Nie wyganiam cię, ale muszę iść na trening.
Uśmiechnęłam się pod nosem, miałam nadzieję, że Gregor już się otrząsnął i teraz da z siebie wszystko, bez słów dotknęłam jego policzka. Szybko poczułam delikatny dotyk jego dłoni na mojej.
- Powiedz coś – wyszeptał.
- Nie chcę już, żeby to się zmieniło – wydusiłam z siebie, czując gulę rosnącą mi w przełyku.
Gregor zbliżył się do mnie i złożył ciepły pocałunek na moim czole.
- Nic się nie zmieni, już nigdy – zapewnił.
Wierząc w jego słowa odepchnęłam Austriaka od siebie.
- Idź już. Nie możesz już więcej nikogo zawieść. Na pewno nie przeze mnie.
Gregor uśmiechnął się i przytaknął jakby zapewniając, że okres słabości w jego życiu minął razem z nastaniem poranka. Podniósł się z łóżka i podszedł do niewielkiego stolika stojącego w rogu pokoju. Zabrał z niego torbę, czapkę i szarą bluzę, a w drugą rękę złapał papierowy kubek i podszedł do mnie.
- Masz zmarzluchu, widzę jak się trzęsiesz – podał mi naczynie z kawą, które przywołało wspomnienia jeszcze z Zakopanego i okrył mnie bluzą.
- Więcej mi nie potrzeba – pocałowałam Gregora w policzek, a ten po chwili opuścił pokój.
Szybko wypiłam całą zawartość kubka i odstawiłam go na podłogę. Zdjęłam z siebie szarą bluzę i położyłam ją na kolanach dokładnie się jej przyglądając. Na pozór najzwyklejsza sportowa bluza, z jednym niewielkim szczegółem, logiem „GS”. Przejechałam po starannie wyszytym znaczku opuszkami palców, po czym przyłożyłam bluzę do nosa i głęboko się zaciągnęłam. Tak chciałam trwać w tej chwili, w tym stanie rzeczy, w takiej a nie innej relacji z Gregorem. Smutna rzeczywistość była jednak inna. Nie mogłam na rzecz Schlierenzauera zapominać o całym świecie, nie mogłam też zapomnieć o obietnicy wobec Kruczka. W tym momencie powróciły do mnie wspomnienia z wczorajszego wieczoru.
- Tu jestem – usłyszałam głos dochodzący z łazienki. – Nie chciałem cię budzić.
Gregor podszedł do mnie z uśmiechem na ustach, po czym usiadł na skraju łóżka. Zajęłam miejsce obok niego, patrząc chłopakowi w oczy.
- Jeśli chcesz wracaj do łóżka – rozległ się troskliwy głos. – Nie wyganiam cię, ale muszę iść na trening.
Uśmiechnęłam się pod nosem, miałam nadzieję, że Gregor już się otrząsnął i teraz da z siebie wszystko, bez słów dotknęłam jego policzka. Szybko poczułam delikatny dotyk jego dłoni na mojej.
- Powiedz coś – wyszeptał.
- Nie chcę już, żeby to się zmieniło – wydusiłam z siebie, czując gulę rosnącą mi w przełyku.
Gregor zbliżył się do mnie i złożył ciepły pocałunek na moim czole.
- Nic się nie zmieni, już nigdy – zapewnił.
Wierząc w jego słowa odepchnęłam Austriaka od siebie.
- Idź już. Nie możesz już więcej nikogo zawieść. Na pewno nie przeze mnie.
Gregor uśmiechnął się i przytaknął jakby zapewniając, że okres słabości w jego życiu minął razem z nastaniem poranka. Podniósł się z łóżka i podszedł do niewielkiego stolika stojącego w rogu pokoju. Zabrał z niego torbę, czapkę i szarą bluzę, a w drugą rękę złapał papierowy kubek i podszedł do mnie.
- Masz zmarzluchu, widzę jak się trzęsiesz – podał mi naczynie z kawą, które przywołało wspomnienia jeszcze z Zakopanego i okrył mnie bluzą.
- Więcej mi nie potrzeba – pocałowałam Gregora w policzek, a ten po chwili opuścił pokój.
Szybko wypiłam całą zawartość kubka i odstawiłam go na podłogę. Zdjęłam z siebie szarą bluzę i położyłam ją na kolanach dokładnie się jej przyglądając. Na pozór najzwyklejsza sportowa bluza, z jednym niewielkim szczegółem, logiem „GS”. Przejechałam po starannie wyszytym znaczku opuszkami palców, po czym przyłożyłam bluzę do nosa i głęboko się zaciągnęłam. Tak chciałam trwać w tej chwili, w tym stanie rzeczy, w takiej a nie innej relacji z Gregorem. Smutna rzeczywistość była jednak inna. Nie mogłam na rzecz Schlierenzauera zapominać o całym świecie, nie mogłam też zapomnieć o obietnicy wobec Kruczka. W tym momencie powróciły do mnie wspomnienia z wczorajszego wieczoru.
- Gregor – spojrzałam na niego. –
Muszę ci coś wyznać…
- Mów – chłopak już wiedział, że czeka go coś niedobrego, czego wolałby teraz uniknąć.
- Obiecałam coś Kruczkowi – spuściłam głowę, po czym opowiedziałam o niecodziennej „przysiędze”, a może i swego rodzaju umowie między mną a Polskim szkoleniowcem.
Chłopak siedział przez chwilę wpatrzony w przestrzeń, z kompletnym brakiem emocji na twarzy.
- Poradzimy sobie – objął mnie jednym ramieniem. – Ja się tym zajmę…
- Ale…
- Cii… - uciszył mnie chłopak. – Nie chcę już o tym myśleć, uwolnij mnie od tych myśli, proszę.
Delikatne muśnięcie moich warg, szybko uciszyło niepewność, a kolejne coraz bardziej zachłanne pocałunki zastąpiły ją pożądaniem. I już po chwili nachalne myśli o Kruczku i Kocie uleciały pozostawiając mnie w błogiej rozkoszy.
Boże, dlaczego? Wstałam z łóżka i naciągnęłam na siebie bluzę Austriaka. Podeszłam do lustra i spięłam włosy w wysoki kucyk. Czas sprawdzić to, czego najbardziej się teraz obawiałam. Wyciągnęłam wyciszony telefon z kieszeni spodni i odblokowałam wyświetlacz. Kilkanaście nieodebranych połączeń i jeszcze więcej nieodczytanych smsów. W moim przypadku takie coś stawało się już powoli normą i uklepanym schematem. Odczytałam pierwszego z nich.
- Mów – chłopak już wiedział, że czeka go coś niedobrego, czego wolałby teraz uniknąć.
- Obiecałam coś Kruczkowi – spuściłam głowę, po czym opowiedziałam o niecodziennej „przysiędze”, a może i swego rodzaju umowie między mną a Polskim szkoleniowcem.
Chłopak siedział przez chwilę wpatrzony w przestrzeń, z kompletnym brakiem emocji na twarzy.
- Poradzimy sobie – objął mnie jednym ramieniem. – Ja się tym zajmę…
- Ale…
- Cii… - uciszył mnie chłopak. – Nie chcę już o tym myśleć, uwolnij mnie od tych myśli, proszę.
Delikatne muśnięcie moich warg, szybko uciszyło niepewność, a kolejne coraz bardziej zachłanne pocałunki zastąpiły ją pożądaniem. I już po chwili nachalne myśli o Kruczku i Kocie uleciały pozostawiając mnie w błogiej rozkoszy.
Boże, dlaczego? Wstałam z łóżka i naciągnęłam na siebie bluzę Austriaka. Podeszłam do lustra i spięłam włosy w wysoki kucyk. Czas sprawdzić to, czego najbardziej się teraz obawiałam. Wyciągnęłam wyciszony telefon z kieszeni spodni i odblokowałam wyświetlacz. Kilkanaście nieodebranych połączeń i jeszcze więcej nieodczytanych smsów. W moim przypadku takie coś stawało się już powoli normą i uklepanym schematem. Odczytałam pierwszego z nich.
Od Maciek:
Gdzie jesteś??????
Kolejny.
Od Dawid:
Alicja gdzie jesteś?!
Następny.
Od Kamil:
Alicja martwimy się, musisz się odezwać. Policja chcę cię przesłuchać.
W tym momencie zadrżałam i jak najszybciej przeszłam do nerwowego czytania kolejnej wiadomości.
Od Maciek:
Nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje, ale jesteśmy w szpitalu, nie wiem też czy wiesz, co się stało Agacie, ale widocznie nie zależy ci na tym zbytnio.
Serce zabiło mi mocniej w ułamku sekundy wybiegłam z pokoju i najszybciej jak mogłam ruszyłam w stronę wyjścia z hotelu, bez żadnego planu, bez żadnej bardziej szczegółowej informacji… Biegłam przed siebie ni stąd ni z owąd natrafiając na Kruczka.
- Alicja – zatrzymał mnie Łukasz.
- Nie mogę, śpieszę się – rzuciłam.
- To ważne – powiedział stanowczym głosem.
Zatrzymałam się przed Kruczkiem.
- Czy chodzi o Agatę? – zapytałam przejęta.
- Nie, chodzi o ciebie – odpowiedział bez emocji.
- Więc to chyba jednak nie aż tak ważne – odwróciłam się.
- Stój! – krzyknął zirytowany. – Nawet w obliczu tego, co stało się Agacie, muszę dbać o dobro drużyny, któremu ty zaczynasz zagrażać.
Nigdy nie słyszałam jeszcze tak złego Łukasza, ponownie obróciłam się w jego kierunku.
- Naprawdę nie wiem, co robiłaś w pokoju Schlierenzauera i nawet nie chcę wiedzieć, ale nie po to tu jesteś. Jesteś tu dzięki Maciejowi i masz być tu po części dla niego, ale jeśli jakimś cudem postanowiłaś zmienić powołanie, to lepiej będzie, żebyś opuściła nas już na tym etapie.
Patrzałam na szkoleniowca z niedowierzaniem, nie byłam w stanie uwierzyć, że to były jego słowa.
- To oznacza, że…
- To oznacza – przerwał mi Kruczek. – Że albo zostajemy w takim układzie, jaki sobie zaplanowaliśmy, albo podziękujemy ci za współpracę.
Stałam jak wryta, analizując słowa Polaka. Spadły na mnie jak grom z jasnego nieba i chyba sama nie wiedziałam jak na to zareagować. Zagłębiłam się we własne myśli szukając odpowiedzi, na pytanie, które sama sobie zadawałam Co teraz Alicja?! Spojrzałam na Kruczka i zacisnęłam pięści. Wyciągnęłam do szkoleniowca dłoń.
- Więc dziękuję bardzo za te kilka miesięcy pracy, ale to nie ja wymyśliłam ten układ. Skoro oboje zgadzamy się, że zerwanie go na tym etapie będzie najkorzystniejsze, to już dziś spakuję swoje rzeczy – spojrzałam na Kruczka unosząc brodę delikatnie ku górze, rozpierało mnie uczucie, które można było nazwać mieszanką dumy oraz pewnośi siebie. – A teraz wybaczy pan, ale śpieszę się.
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec ku wyjściu. Nie dochodziło do mnie jeszcze, że właśnie straciłam pracę, na której paradoksalnie jeszcze kilka dni temu zależało mi najbardziej. Można to nazwać procesem dojrzewania? Kiedy zmieniają się priorytety w naszym życiu, kiedy odkrywamy, że w naszym codziennym życiu zawsze liczyło się coś innego, czy po prostu tak działa miłość? Ale ta prawdziwa… Nie udawana, czy wymuszona. Złapałam pierwszą taksówkę, która zatrzymała się pod hotelem.
- Do najbliższego szpitala proszę – trzasnęłam drzwiami.
____Tymczasem podczas treningu na hali, oczami Gregora__________________
Kiedy chęć zemsty przerasta wszystkie inne uczucia, to znaczy, że to o co walczyliśmy nie jest warte więcej niż to z czym walczyliśmy.
- Chłopie! Prawie dostałem wczoraj zawału przez ciebie – krzyczał Manuel.
- Przecież już przepraszałem cię trzy razy – przewróciłem oczami.
- Kuźwa… - skoczek zacisnął pięść. – Thomas trzymaj mnie, bo go zabiję i skończą się te wieczne problemy.
- Chłopaki! – krzyknął Pointner. – Widzę, że świetnie się bawicie, ale jeśli chcemy coś jeszcze osiągnąć na tych mistrzostwach to proponuję zabierać swoje leniwe dupska do pracy!
Po słowach szkoleniowca zaczęliśmy kolejną serię skłonów i przysiadów.
- I co masz zamiar z nim zrobić? – zapytał Fettner.
- Z kim? – spojrzałem na przyjaciela pytająco.
- Z tym Polakiem, który do tego wszystkiego doprowadził – powiedział Manu ściszonym głosem. – Z tego, co powiedziałeś wnioskuję, że nie zostawisz tego tak po prostu?
- Jasne, że nie – odpowiedziałem podczas kolejnej serii skłonów.
- Więc jak ma wyglądać zemsta? – zapytał pełen emocji skoczek.
- Zaczyna mnie przerażać twoje zaangażowanie – spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Przez niego nasza reprezentacja wiele straciła, bo ty jesteś jej najważniejszym elementem, więc należy mu się kara – Manuel przerwał ćwiczenia i uderzył pięścią o drugą, otwartą dłoń.
- Nie będziemy nikogo bić Manu, uspokój się – złapałem przyjaciela za ramię. – Chciałbym, żeby cierpiał tak jak ja – spojrzałem Fettiemu w oczy, po czym zwiesiłem głowę i wróciłem do wykonywania ćwiczeń.
- Ale? – chłopak nachylił się nade mną.
Odetchnąłem głęboko.
- Manuel rozumiem, że ty w przeciwieństwie do innych starać się nie musisz, bo wybronisz się na skoczni swoim nieopisanym talentem?! – słowa Pointnera szybko ustawiły wytatuowanego Austriaka z powrotem w szeregu.
- Więc? – spytał półszeptem wpatrując wzrok w odwróconego plecami szkoleniowca.
- Nie czuję, żeby to było mi teraz potrzebne – wyrzuciłem z siebie w końcu.
- Jak to nie? – krzyknął chłopak, co szybko przyciągnęło wzrok wszystkich na sali.
- Do ćwiczeń! – krzyknął wyraźnie już zirytowany zachowaniem Fettnera Pointner.
- Nie możesz mu odpuścić – wysyczał wręcz przez zęby Manu.
- Nie mówię, że teraz będę z nim najlepszymi przyjaciółmi, ale sądzę, że jakaś wielka zemsta wszystko pogorszy.
- Co pogorszy?! – zapytał wyraźnie zdziwiony Fetti. – Zemścisz się, dostanie za swoje i raz na zawsze zapamięta, z kim się w tej branży nie zadziera.
- Wyobraź sobie, że on tu nie jest najważniejszy – przewróciłem oczami.
- No nie, ty jesteś i właśnie to mu pokażemy – powiedział z duma Manu.
- Nie, nie ja – przyjaciel spojrzał na mnie wyraźnie już nic nie rozumiejąc. – Alicja jest najważniejsza – uśmiechnąłem się pod nosem. – Jeśli to miałoby zaszkodzić nam… To wolę się nie mścić.
Fetti złapał się za czoło.
- Nie mogę uwierzyć w to jak ona cię zmieniła! – krzyknął. – Nie możesz tak tego zostawić!
Chłopak z tunelem w uchu ponownie zwrócił na siebie uwagę wszystkich na sali.
- Dobrze panie Fettner – Alex podszedł do niego. – Skoro ma pan dziś zamiar jedynie psuć wszystkim ćwiczenia, to lepiej niech pan pójdzie pod prysznic i ostudzi swoje zapały. I to nie jest prośba.
Manu tylko przytaknął, a kiedy szkoleniowiec udał się powrotem na miejsca, Fetti odwrócił się w moją stronę i szepnął.
- Jeśli ty nic z tym nie zrobisz to ja się tym zajmę.
______Jakieś pół godziny później, oczami Alicji___________________________
Wbiegłam zdyszana do wielkiego, śnieżnobiałego budynku. Rozglądając się po recepcji, zaczęłam się zastanawiać czy to dobry szpital, nie miałam żadnych konkretnych informacji, ale to ten znajdował się najbliżej ośrodka. Przy schodach dostrzegłam znajomą mi sylwetkę.
Zbliżyłam się do niej. Kamil stał odwrócony do mnie plecami rozmawiając przez telefon. Złapałam go za ramię delikatnie tak by się do mnie odwrócił.
- Przepraszam Ewa – powiedział do słuchawki. – Muszę kończyć. Pa. Też cię kocham.
- Co z nią? – zapytałam, kiedy skoczek się rozłączył.
- Stan jest stabilny, ale nikt tak na prawdę nie chce nam nic powiedzieć. Wzięli ją na jakiś zabieg i nikt nie wie, o co chodzi, no z wyjątkiem Krzyśka, który podał się za jej chłopaka.
- I co mu powiedzieli?! – wtrąciłam się Stochowi.
- Właśnie w tym rzecz, że siedzi na korytarzu i do nikogo nie odezwał się od jakiejś godziny, już nawet nie próbujemy z niego tego wycisnąć.
- Co się jej w ogóle stało?! – zapytałam przepełniona nerwami.
- Potrącił ją wczoraj pijany kierowca, wyjeżdżał z parkingu przy skoczni – odpowiedział, wyraźnie tym wszystkim przybity Kamil.
Wzięłam głęboki oddech, starając się powstrzymać łzy.
- Gdzie on jest? – zapytałam już znacznie spokojniej niż poprzednio. – Gdzie jest Krzysiek?
- Na korytarzu w zabiegowym, wszyscy tam są – odpowiedział Kamil. – Chodź zaprowadzę cię.
Razem ze Stochem wchodziliśmy po schodach, by dostać się na wyższe piętro. Podążaliśmy w kompletniej ciszy, kiedy Kamil nagle uśmiechnął się pod nosem.
- Życzę wam szczęścia – powiedział po chwili.
Zatrzymałam się na półpiętrze i spojrzałam na niego niepewnie.
- O czym ty mówisz? – wpatrywałam się w dziwnie pewnego siebie Kamila.
Chłopak wskazał na logo wyszyte na mojej bluzie. Zaczerwieniłam się momentalnie i kurtką znajdującą się na mojej bluzie zakryłam delikatnie naszywkę.
- Nie kryj się z tym – uśmiechnął się Kamil. – Ja dobrze wiem jak wygląda miłość, umiem też przyglądać się ludziom.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Wiem, że z Maćkiem nigdy nie było tak jakby on sam chciał, ale jeśli chodzi o związki to liczy się szczęście dwóch osób, nie tylko jednej – Kamil poklepał mnie po ramieniu i odkrył logo na bluzie najeżającej do Gregora.
Momentalnie rzuciłam się Stochowi na szyję i wyszeptałam ciche:
- Dziękuję.
Skoczek podniósł mnie na duchu. Wiedziałam, że w tym, co mówił nie ma nic sztucznego, że on sam najlepiej zna się na związkach, będąc w tak długiej i szczęśliwej relacji z Ewą. Dodatkowo, w przeciwieństwie do Kruczka, on nie kierował się tylko dobrem reprezentacji.
Po tym krótkim pokazie czułości szybko ruszyliśmy dalej na górę. Po chwili znaleźliśmy się na długim korytarzu, przy samym wejściu na podłodze siedział Miętus. Klękłam przy nim i złapałam go za ramię.
- Co ci powiedzieli? – spytałam spokojnie.
Krzysiek tylko pokiwał przecząco głową. Wiedząc, że nic tu nie wskóram ruszyłam dalej, mijając całą reprezentację milczących Polaków. Nie patrzyłam na nich, chciałam uniknął ich wzroku, a raczej jednego z nich. Kilka drzwi dalej znajdował się gabinet, do którego zapukałam i pociągnęłam za klamkę nie czekając na czyjąkolwiek odpowiedź.
- Nie można tu wchodzić – mężczyzną w podeszłym wieku spojrzał na mnie zza okularów.
- Co z nią? – zapytałam nie zwracając uwagi na słowa lekarza.
- Z panną Milik? – zapytał zmieniając wyraz twarzy na bardziej pobłażliwy.
- Tak – odpowiedziałam.
- Kim pani dla niej jest? – siwy mężczyzna chwycił w dłoń kartę leżącą na śnieżnobiałym biurku.
- Siostrą – podeszłam do lekarza i podałam mu rękę. – Alicja Milik.
- Więc pani Alicjo – mężczyzna poprawił okulary, kalecząc przy tym wymowę mojego imienia. – Stan pani siostry jest stabilny, złamana kość udowa, nic przyjemnego – spojrzał na mnie unosząc wzrok znad karty trzymanej w ręku. – Obite organy wewnętrzne oraz złamany lewy obojczyk, to najprawdopodobniej wina upadku po uderzeniu.
- A ten zabieg? – zapytałam zniecierpliwiona. – Czego on dotyczył?
- Miał na celu zdiagnozowanie urazów wewnętrznych – mężczyzna odłożył kartę na biurko. – Próbowaliśmy też uratować dziecko panny Milik, ale było to absolutnie niemożliwe.
Zamarłam po usłyszeniu tych słów. Zaczęłam myśleć, że mogłam coś źle zrozumieć z łamanego włosko angielskiego pana doktora.
- Jakiego dziecka? – zapytałam.
- Dziecka – odpowiedział spokojnie. – Które panna Milik nosiła w swoim łonie. Może w tym stadium ciąży to jeszcze nieodpowiednia nazwa, ale ja jako konserwatysta… - staruszek chyba zauważył moją bladą jak kreda twarz i szybko wrócił do tematu. – W każdym razie po takim uderzeniu nie miało najmniejszych szans na przeżycie.
Przytaknęłam i próbowałam złapać oddech, jednak na próżno. Odwróciłam się i szybko wyszłam z gabinetu. Chwiejnym krokiem znalazłam się na korytarzu i ciężko oparłam się o ścianę. Poczułam ciepły dotyk na moich plecach.
- Wszystko w porządku? – zapytał Dawid.
Nabrałam powietrza w płuca i szybko wtuliłam się w blondyna.
- Alicja, co się dzieje?
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie mogłam uwierzyć w to jak stałyśmy się sobie obce… Jak ja, jako jej najlepsza przyjaciółka, jako jej siostra… Mogłam nie wiedzieć, że cały ten czas Agata mnie okłamywała.
- Alicja, co ci jest? – usłyszałam głos Maćka wyraźnie zdenerwowany.
- Gdzie jest Krzysiek? – spojrzałam na chłopaka.
- Wyszedł dosłownie chwilę temu, bez słowa… - odpowiedział zdezorientowany Dawid.
Wypuściłam ciężko powietrze z płuc.
- Powiesz, co się stało? – Kamil podszedł do mnie wraz z Kubą, który cały czas milczał, jakby wiedział, co przekazał mi lekarz.
Spuściłam wzrok i próbowałam uspokoić oddech, przyszło mi to ciężko, ale w końcu się udało. Otarłam łzy i oparłam się plecami o zimną, jasnozieloną ścianę. Podniosłam wzrok, który spotkał się z inną, ciemną parą oczu, które wypalały we mnie dziurę.
- Pasuje ci ta bluza – usłyszałam chłodny głos Maćka.
- Przestań – Kamil złapał kolegę za ramię, jednak ten szybko się mu wyrwał.
- Daj spokój – spojrzałam na Stocha. – On nie rozumie, że teraz nie jest najważniejszy.
- Wybacz – młodszy Kot podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. – Ale nie musisz się tłumaczyć, wiem, że nigdy nie byłem najważniejszy.
Chłopak odwrócił się momentalnie i ruszył w kierunku wyjścia. Ponownie poczułam, że tracę oddech.
- Alicja – Kamil złapał mnie za ramiona i pociągnął ku podłodze. – Siadaj i oddychaj.
Zrobiłam jak nakazał Stoch.
- A teraz mów, co powiedział ci lekarz.
- Agata ukrywała coś przed nami wszystkimi – spojrzałam na Kubę, a ten tylko skinął głową…
___Oczami Maćka____________________________________________________
Dziś mrok nad Val di Fiemme zapadł zadziwiająco szybko. Jakby przestrzegając przed niebezpieczeństwami. Powinieneś być teraz w zupełnie innym miejscu mówiła aura. Ciemnooki wydawał się być jednak głuchy na jej wołania. Bowiem los nie jest pobłażliwy, wystarczy tylko, ze ktoś właściwie pociągnie za sznurki, by splamić śnieżnobiałą powłokę świata, plamami krwi…
Wybiegłem ze szpitala, pełen złości, goryczy. Chciało mi się płakać tak bardzo, że nie czułem już nawet złości. Chłód przeszył moje rozgrzane ciało. Złapałem się za włosy i runąłem kolanami na leżący na ziemi śnieg. Nie chciałem w to wierzyć. Nie chciałem wierzyć, że przegrałem tą walkę… Że wszystko było już stracone, że ona była już stracona… Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Podniosłem się z ziemi i zatoczyłem bezsilnie koło. Ruszyłem w stronę, która wydała mi się odpowiednią, by znaleźć się w hotelu. Choć nie dbałem o to czy, rzeczywiście ta ścieżka tam prowadzi. Minąłem śmietniki, stojące przy jakimś zapuszczonym murze, kiedy usłyszałem czyjś głos.
- Pan jest skoczkiem prawda? – mężczyzna opierający się o kamienną ścianę, którego wcześniej nie zauważyłem uśmiechnął się pod nosem.
- Tak mi się wydaje – odpowiedziałem. – Czego chcesz?
- Jeśli kieruje się pan do tego ośrodka… To proponuję raczej tędy – łysy facet wskazał palcem, spory park znajdujący się za murem. – Droga na skróty, znacznie szybsza i pusta jeśli szuka pan odosobnienia.
Wzruszyłem tylko ramionami i sam nie wiem czemu, ale posłuchałem podejrzanego mężczyzny w skurzanej kurtce, przechodząc przez zardzewiałą furtkę prowadzącą do parku.
Niedane mi już było zobaczyć cwanego śmieszku na twarzy łysola, ani tego, że po chwili zaczął za mną wolno podążać. Szedłem po skrzypiącym pod butami śniegu, ciemność w opuszczonym parku, rozświetlał tylko blask księżyca. Uniosłem wzrok, kiedy zacząłem się czuć nieswojo. Przede mną jakby znikąd pojawiły się cztery, rosłe sylwetki, które wolnym kierunkiem zbliżały się w moją stronę. Przełknąłem ślinę. Jedna z ciemnych sylwetek trzymała w dłoni coś długiego, wyglądającego z daleka jak kij bejsbolowy. Przystanąłem w miejscu i szybko odwróciłem się za siebie. Jednak i z tamtej strony nadchodzili jacyś mężczyźni, z łysym, którego spotkałem przy murze na cze;e. Zamknąłem oczy i starałem się uspokoić. Kroki stawały się coraz głośniejsze, ale cały czas zbliżały się dziwnie wolno, co tylko wzmagało mój stres. Przełknąłem ślinę.
- Pan Maciej Kot? – spytał jeden ze zgrai mężczyzn, którzy momentalnie mnie otoczyli.
- Tak – przytaknąłem.
- To źle – uśmiechnął się łysy. – Ale oczywiście dla pana.
- Czego chcecie? – spytałem roztrzęsiony.
- Chcemy dać panu lekcje, że nie ładnie jest tak manipulować czyimś życiem – zaśmiał się inny z bandy i z całym impetem zadął mi cios w brzuch, który powalił mnie na śnieg.
- Spokojnie – łysy nachylił się nade mną. – Niedługo przestanie boleć…
Gdzie jesteś??????
Kolejny.
Od Dawid:
Alicja gdzie jesteś?!
Następny.
Od Kamil:
Alicja martwimy się, musisz się odezwać. Policja chcę cię przesłuchać.
W tym momencie zadrżałam i jak najszybciej przeszłam do nerwowego czytania kolejnej wiadomości.
Od Maciek:
Nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje, ale jesteśmy w szpitalu, nie wiem też czy wiesz, co się stało Agacie, ale widocznie nie zależy ci na tym zbytnio.
Serce zabiło mi mocniej w ułamku sekundy wybiegłam z pokoju i najszybciej jak mogłam ruszyłam w stronę wyjścia z hotelu, bez żadnego planu, bez żadnej bardziej szczegółowej informacji… Biegłam przed siebie ni stąd ni z owąd natrafiając na Kruczka.
- Alicja – zatrzymał mnie Łukasz.
- Nie mogę, śpieszę się – rzuciłam.
- To ważne – powiedział stanowczym głosem.
Zatrzymałam się przed Kruczkiem.
- Czy chodzi o Agatę? – zapytałam przejęta.
- Nie, chodzi o ciebie – odpowiedział bez emocji.
- Więc to chyba jednak nie aż tak ważne – odwróciłam się.
- Stój! – krzyknął zirytowany. – Nawet w obliczu tego, co stało się Agacie, muszę dbać o dobro drużyny, któremu ty zaczynasz zagrażać.
Nigdy nie słyszałam jeszcze tak złego Łukasza, ponownie obróciłam się w jego kierunku.
- Naprawdę nie wiem, co robiłaś w pokoju Schlierenzauera i nawet nie chcę wiedzieć, ale nie po to tu jesteś. Jesteś tu dzięki Maciejowi i masz być tu po części dla niego, ale jeśli jakimś cudem postanowiłaś zmienić powołanie, to lepiej będzie, żebyś opuściła nas już na tym etapie.
Patrzałam na szkoleniowca z niedowierzaniem, nie byłam w stanie uwierzyć, że to były jego słowa.
- To oznacza, że…
- To oznacza – przerwał mi Kruczek. – Że albo zostajemy w takim układzie, jaki sobie zaplanowaliśmy, albo podziękujemy ci za współpracę.
Stałam jak wryta, analizując słowa Polaka. Spadły na mnie jak grom z jasnego nieba i chyba sama nie wiedziałam jak na to zareagować. Zagłębiłam się we własne myśli szukając odpowiedzi, na pytanie, które sama sobie zadawałam Co teraz Alicja?! Spojrzałam na Kruczka i zacisnęłam pięści. Wyciągnęłam do szkoleniowca dłoń.
- Więc dziękuję bardzo za te kilka miesięcy pracy, ale to nie ja wymyśliłam ten układ. Skoro oboje zgadzamy się, że zerwanie go na tym etapie będzie najkorzystniejsze, to już dziś spakuję swoje rzeczy – spojrzałam na Kruczka unosząc brodę delikatnie ku górze, rozpierało mnie uczucie, które można było nazwać mieszanką dumy oraz pewnośi siebie. – A teraz wybaczy pan, ale śpieszę się.
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec ku wyjściu. Nie dochodziło do mnie jeszcze, że właśnie straciłam pracę, na której paradoksalnie jeszcze kilka dni temu zależało mi najbardziej. Można to nazwać procesem dojrzewania? Kiedy zmieniają się priorytety w naszym życiu, kiedy odkrywamy, że w naszym codziennym życiu zawsze liczyło się coś innego, czy po prostu tak działa miłość? Ale ta prawdziwa… Nie udawana, czy wymuszona. Złapałam pierwszą taksówkę, która zatrzymała się pod hotelem.
- Do najbliższego szpitala proszę – trzasnęłam drzwiami.
____Tymczasem podczas treningu na hali, oczami Gregora__________________
Kiedy chęć zemsty przerasta wszystkie inne uczucia, to znaczy, że to o co walczyliśmy nie jest warte więcej niż to z czym walczyliśmy.
- Chłopie! Prawie dostałem wczoraj zawału przez ciebie – krzyczał Manuel.
- Przecież już przepraszałem cię trzy razy – przewróciłem oczami.
- Kuźwa… - skoczek zacisnął pięść. – Thomas trzymaj mnie, bo go zabiję i skończą się te wieczne problemy.
- Chłopaki! – krzyknął Pointner. – Widzę, że świetnie się bawicie, ale jeśli chcemy coś jeszcze osiągnąć na tych mistrzostwach to proponuję zabierać swoje leniwe dupska do pracy!
Po słowach szkoleniowca zaczęliśmy kolejną serię skłonów i przysiadów.
- I co masz zamiar z nim zrobić? – zapytał Fettner.
- Z kim? – spojrzałem na przyjaciela pytająco.
- Z tym Polakiem, który do tego wszystkiego doprowadził – powiedział Manu ściszonym głosem. – Z tego, co powiedziałeś wnioskuję, że nie zostawisz tego tak po prostu?
- Jasne, że nie – odpowiedziałem podczas kolejnej serii skłonów.
- Więc jak ma wyglądać zemsta? – zapytał pełen emocji skoczek.
- Zaczyna mnie przerażać twoje zaangażowanie – spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Przez niego nasza reprezentacja wiele straciła, bo ty jesteś jej najważniejszym elementem, więc należy mu się kara – Manuel przerwał ćwiczenia i uderzył pięścią o drugą, otwartą dłoń.
- Nie będziemy nikogo bić Manu, uspokój się – złapałem przyjaciela za ramię. – Chciałbym, żeby cierpiał tak jak ja – spojrzałem Fettiemu w oczy, po czym zwiesiłem głowę i wróciłem do wykonywania ćwiczeń.
- Ale? – chłopak nachylił się nade mną.
Odetchnąłem głęboko.
- Manuel rozumiem, że ty w przeciwieństwie do innych starać się nie musisz, bo wybronisz się na skoczni swoim nieopisanym talentem?! – słowa Pointnera szybko ustawiły wytatuowanego Austriaka z powrotem w szeregu.
- Więc? – spytał półszeptem wpatrując wzrok w odwróconego plecami szkoleniowca.
- Nie czuję, żeby to było mi teraz potrzebne – wyrzuciłem z siebie w końcu.
- Jak to nie? – krzyknął chłopak, co szybko przyciągnęło wzrok wszystkich na sali.
- Do ćwiczeń! – krzyknął wyraźnie już zirytowany zachowaniem Fettnera Pointner.
- Nie możesz mu odpuścić – wysyczał wręcz przez zęby Manu.
- Nie mówię, że teraz będę z nim najlepszymi przyjaciółmi, ale sądzę, że jakaś wielka zemsta wszystko pogorszy.
- Co pogorszy?! – zapytał wyraźnie zdziwiony Fetti. – Zemścisz się, dostanie za swoje i raz na zawsze zapamięta, z kim się w tej branży nie zadziera.
- Wyobraź sobie, że on tu nie jest najważniejszy – przewróciłem oczami.
- No nie, ty jesteś i właśnie to mu pokażemy – powiedział z duma Manu.
- Nie, nie ja – przyjaciel spojrzał na mnie wyraźnie już nic nie rozumiejąc. – Alicja jest najważniejsza – uśmiechnąłem się pod nosem. – Jeśli to miałoby zaszkodzić nam… To wolę się nie mścić.
Fetti złapał się za czoło.
- Nie mogę uwierzyć w to jak ona cię zmieniła! – krzyknął. – Nie możesz tak tego zostawić!
Chłopak z tunelem w uchu ponownie zwrócił na siebie uwagę wszystkich na sali.
- Dobrze panie Fettner – Alex podszedł do niego. – Skoro ma pan dziś zamiar jedynie psuć wszystkim ćwiczenia, to lepiej niech pan pójdzie pod prysznic i ostudzi swoje zapały. I to nie jest prośba.
Manu tylko przytaknął, a kiedy szkoleniowiec udał się powrotem na miejsca, Fetti odwrócił się w moją stronę i szepnął.
- Jeśli ty nic z tym nie zrobisz to ja się tym zajmę.
______Jakieś pół godziny później, oczami Alicji___________________________
Wbiegłam zdyszana do wielkiego, śnieżnobiałego budynku. Rozglądając się po recepcji, zaczęłam się zastanawiać czy to dobry szpital, nie miałam żadnych konkretnych informacji, ale to ten znajdował się najbliżej ośrodka. Przy schodach dostrzegłam znajomą mi sylwetkę.
Zbliżyłam się do niej. Kamil stał odwrócony do mnie plecami rozmawiając przez telefon. Złapałam go za ramię delikatnie tak by się do mnie odwrócił.
- Przepraszam Ewa – powiedział do słuchawki. – Muszę kończyć. Pa. Też cię kocham.
- Co z nią? – zapytałam, kiedy skoczek się rozłączył.
- Stan jest stabilny, ale nikt tak na prawdę nie chce nam nic powiedzieć. Wzięli ją na jakiś zabieg i nikt nie wie, o co chodzi, no z wyjątkiem Krzyśka, który podał się za jej chłopaka.
- I co mu powiedzieli?! – wtrąciłam się Stochowi.
- Właśnie w tym rzecz, że siedzi na korytarzu i do nikogo nie odezwał się od jakiejś godziny, już nawet nie próbujemy z niego tego wycisnąć.
- Co się jej w ogóle stało?! – zapytałam przepełniona nerwami.
- Potrącił ją wczoraj pijany kierowca, wyjeżdżał z parkingu przy skoczni – odpowiedział, wyraźnie tym wszystkim przybity Kamil.
Wzięłam głęboki oddech, starając się powstrzymać łzy.
- Gdzie on jest? – zapytałam już znacznie spokojniej niż poprzednio. – Gdzie jest Krzysiek?
- Na korytarzu w zabiegowym, wszyscy tam są – odpowiedział Kamil. – Chodź zaprowadzę cię.
Razem ze Stochem wchodziliśmy po schodach, by dostać się na wyższe piętro. Podążaliśmy w kompletniej ciszy, kiedy Kamil nagle uśmiechnął się pod nosem.
- Życzę wam szczęścia – powiedział po chwili.
Zatrzymałam się na półpiętrze i spojrzałam na niego niepewnie.
- O czym ty mówisz? – wpatrywałam się w dziwnie pewnego siebie Kamila.
Chłopak wskazał na logo wyszyte na mojej bluzie. Zaczerwieniłam się momentalnie i kurtką znajdującą się na mojej bluzie zakryłam delikatnie naszywkę.
- Nie kryj się z tym – uśmiechnął się Kamil. – Ja dobrze wiem jak wygląda miłość, umiem też przyglądać się ludziom.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Wiem, że z Maćkiem nigdy nie było tak jakby on sam chciał, ale jeśli chodzi o związki to liczy się szczęście dwóch osób, nie tylko jednej – Kamil poklepał mnie po ramieniu i odkrył logo na bluzie najeżającej do Gregora.
Momentalnie rzuciłam się Stochowi na szyję i wyszeptałam ciche:
- Dziękuję.
Skoczek podniósł mnie na duchu. Wiedziałam, że w tym, co mówił nie ma nic sztucznego, że on sam najlepiej zna się na związkach, będąc w tak długiej i szczęśliwej relacji z Ewą. Dodatkowo, w przeciwieństwie do Kruczka, on nie kierował się tylko dobrem reprezentacji.
Po tym krótkim pokazie czułości szybko ruszyliśmy dalej na górę. Po chwili znaleźliśmy się na długim korytarzu, przy samym wejściu na podłodze siedział Miętus. Klękłam przy nim i złapałam go za ramię.
- Co ci powiedzieli? – spytałam spokojnie.
Krzysiek tylko pokiwał przecząco głową. Wiedząc, że nic tu nie wskóram ruszyłam dalej, mijając całą reprezentację milczących Polaków. Nie patrzyłam na nich, chciałam uniknął ich wzroku, a raczej jednego z nich. Kilka drzwi dalej znajdował się gabinet, do którego zapukałam i pociągnęłam za klamkę nie czekając na czyjąkolwiek odpowiedź.
- Nie można tu wchodzić – mężczyzną w podeszłym wieku spojrzał na mnie zza okularów.
- Co z nią? – zapytałam nie zwracając uwagi na słowa lekarza.
- Z panną Milik? – zapytał zmieniając wyraz twarzy na bardziej pobłażliwy.
- Tak – odpowiedziałam.
- Kim pani dla niej jest? – siwy mężczyzna chwycił w dłoń kartę leżącą na śnieżnobiałym biurku.
- Siostrą – podeszłam do lekarza i podałam mu rękę. – Alicja Milik.
- Więc pani Alicjo – mężczyzna poprawił okulary, kalecząc przy tym wymowę mojego imienia. – Stan pani siostry jest stabilny, złamana kość udowa, nic przyjemnego – spojrzał na mnie unosząc wzrok znad karty trzymanej w ręku. – Obite organy wewnętrzne oraz złamany lewy obojczyk, to najprawdopodobniej wina upadku po uderzeniu.
- A ten zabieg? – zapytałam zniecierpliwiona. – Czego on dotyczył?
- Miał na celu zdiagnozowanie urazów wewnętrznych – mężczyzna odłożył kartę na biurko. – Próbowaliśmy też uratować dziecko panny Milik, ale było to absolutnie niemożliwe.
Zamarłam po usłyszeniu tych słów. Zaczęłam myśleć, że mogłam coś źle zrozumieć z łamanego włosko angielskiego pana doktora.
- Jakiego dziecka? – zapytałam.
- Dziecka – odpowiedział spokojnie. – Które panna Milik nosiła w swoim łonie. Może w tym stadium ciąży to jeszcze nieodpowiednia nazwa, ale ja jako konserwatysta… - staruszek chyba zauważył moją bladą jak kreda twarz i szybko wrócił do tematu. – W każdym razie po takim uderzeniu nie miało najmniejszych szans na przeżycie.
Przytaknęłam i próbowałam złapać oddech, jednak na próżno. Odwróciłam się i szybko wyszłam z gabinetu. Chwiejnym krokiem znalazłam się na korytarzu i ciężko oparłam się o ścianę. Poczułam ciepły dotyk na moich plecach.
- Wszystko w porządku? – zapytał Dawid.
Nabrałam powietrza w płuca i szybko wtuliłam się w blondyna.
- Alicja, co się dzieje?
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie mogłam uwierzyć w to jak stałyśmy się sobie obce… Jak ja, jako jej najlepsza przyjaciółka, jako jej siostra… Mogłam nie wiedzieć, że cały ten czas Agata mnie okłamywała.
- Alicja, co ci jest? – usłyszałam głos Maćka wyraźnie zdenerwowany.
- Gdzie jest Krzysiek? – spojrzałam na chłopaka.
- Wyszedł dosłownie chwilę temu, bez słowa… - odpowiedział zdezorientowany Dawid.
Wypuściłam ciężko powietrze z płuc.
- Powiesz, co się stało? – Kamil podszedł do mnie wraz z Kubą, który cały czas milczał, jakby wiedział, co przekazał mi lekarz.
Spuściłam wzrok i próbowałam uspokoić oddech, przyszło mi to ciężko, ale w końcu się udało. Otarłam łzy i oparłam się plecami o zimną, jasnozieloną ścianę. Podniosłam wzrok, który spotkał się z inną, ciemną parą oczu, które wypalały we mnie dziurę.
- Pasuje ci ta bluza – usłyszałam chłodny głos Maćka.
- Przestań – Kamil złapał kolegę za ramię, jednak ten szybko się mu wyrwał.
- Daj spokój – spojrzałam na Stocha. – On nie rozumie, że teraz nie jest najważniejszy.
- Wybacz – młodszy Kot podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. – Ale nie musisz się tłumaczyć, wiem, że nigdy nie byłem najważniejszy.
Chłopak odwrócił się momentalnie i ruszył w kierunku wyjścia. Ponownie poczułam, że tracę oddech.
- Alicja – Kamil złapał mnie za ramiona i pociągnął ku podłodze. – Siadaj i oddychaj.
Zrobiłam jak nakazał Stoch.
- A teraz mów, co powiedział ci lekarz.
- Agata ukrywała coś przed nami wszystkimi – spojrzałam na Kubę, a ten tylko skinął głową…
___Oczami Maćka____________________________________________________
Dziś mrok nad Val di Fiemme zapadł zadziwiająco szybko. Jakby przestrzegając przed niebezpieczeństwami. Powinieneś być teraz w zupełnie innym miejscu mówiła aura. Ciemnooki wydawał się być jednak głuchy na jej wołania. Bowiem los nie jest pobłażliwy, wystarczy tylko, ze ktoś właściwie pociągnie za sznurki, by splamić śnieżnobiałą powłokę świata, plamami krwi…
Wybiegłem ze szpitala, pełen złości, goryczy. Chciało mi się płakać tak bardzo, że nie czułem już nawet złości. Chłód przeszył moje rozgrzane ciało. Złapałem się za włosy i runąłem kolanami na leżący na ziemi śnieg. Nie chciałem w to wierzyć. Nie chciałem wierzyć, że przegrałem tą walkę… Że wszystko było już stracone, że ona była już stracona… Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Podniosłem się z ziemi i zatoczyłem bezsilnie koło. Ruszyłem w stronę, która wydała mi się odpowiednią, by znaleźć się w hotelu. Choć nie dbałem o to czy, rzeczywiście ta ścieżka tam prowadzi. Minąłem śmietniki, stojące przy jakimś zapuszczonym murze, kiedy usłyszałem czyjś głos.
- Pan jest skoczkiem prawda? – mężczyzna opierający się o kamienną ścianę, którego wcześniej nie zauważyłem uśmiechnął się pod nosem.
- Tak mi się wydaje – odpowiedziałem. – Czego chcesz?
- Jeśli kieruje się pan do tego ośrodka… To proponuję raczej tędy – łysy facet wskazał palcem, spory park znajdujący się za murem. – Droga na skróty, znacznie szybsza i pusta jeśli szuka pan odosobnienia.
Wzruszyłem tylko ramionami i sam nie wiem czemu, ale posłuchałem podejrzanego mężczyzny w skurzanej kurtce, przechodząc przez zardzewiałą furtkę prowadzącą do parku.
Niedane mi już było zobaczyć cwanego śmieszku na twarzy łysola, ani tego, że po chwili zaczął za mną wolno podążać. Szedłem po skrzypiącym pod butami śniegu, ciemność w opuszczonym parku, rozświetlał tylko blask księżyca. Uniosłem wzrok, kiedy zacząłem się czuć nieswojo. Przede mną jakby znikąd pojawiły się cztery, rosłe sylwetki, które wolnym kierunkiem zbliżały się w moją stronę. Przełknąłem ślinę. Jedna z ciemnych sylwetek trzymała w dłoni coś długiego, wyglądającego z daleka jak kij bejsbolowy. Przystanąłem w miejscu i szybko odwróciłem się za siebie. Jednak i z tamtej strony nadchodzili jacyś mężczyźni, z łysym, którego spotkałem przy murze na cze;e. Zamknąłem oczy i starałem się uspokoić. Kroki stawały się coraz głośniejsze, ale cały czas zbliżały się dziwnie wolno, co tylko wzmagało mój stres. Przełknąłem ślinę.
- Pan Maciej Kot? – spytał jeden ze zgrai mężczyzn, którzy momentalnie mnie otoczyli.
- Tak – przytaknąłem.
- To źle – uśmiechnął się łysy. – Ale oczywiście dla pana.
- Czego chcecie? – spytałem roztrzęsiony.
- Chcemy dać panu lekcje, że nie ładnie jest tak manipulować czyimś życiem – zaśmiał się inny z bandy i z całym impetem zadął mi cios w brzuch, który powalił mnie na śnieg.
- Spokojnie – łysy nachylił się nade mną. – Niedługo przestanie boleć…
___W tym samym czasie, oczami
Alicji___________________________________
Ludzie, którzy wydają się nam najbliżsi często kryją przed nami tajemnice. Przecież zawsze chodzi o nasze dobro. Kryjąc przed nami swoje pomyłki, by wydawali się być bez skazy. Jednak jak można zamaskować rysę na szkle? Wystarczy, że spadnie pierwszy deszcz, który zmyje nasze kłamstwa.
Po tym jak opowiedziałam chłopakom wszystko, wstałam z podłogi i ruszyłam na dwór w poszukiwaniu Krzyśka. Wybiegłam z budynku i rozejrzałam się wokół. Tuż po drugiej stronie ulicy, na niemal pustym przystanku autobusowym siedziała niewielka postać. Ruszyłam w jej stronę, przechodząc przez świecącą pustkami ulicę.
- Co tu robisz? – podeszłam do Miętusa.
- Siedzę i myślę – wyszeptał. – Ale mam dość. Gdzie poszedł Maciek? Widziałem jak wychodził, jest ciemno, lepiej, żeby nie wracał sam.
- Przestań – usiadłam koło Krzyśka i złapałam go za dłoń, mimo początkowych protestów. – Nic mu nie będzie.
Krzysiek spuścił głowę.
- Kochałem ją wiesz – uśmiechnął się niebieskooki.
- Kochasz. Ona nie odeszła.
- Ale jak mogę – Krysiek ukrył twarz w dłoniach.
Objęłam chłopaka mocno.
- Musisz wiedzieć czy ważniejsza jest dla ciebie Agata, czy już nigdy nie byłbyś wstanie patrzeć na nią w ten sam sposób po tym, czego się dowiedziałeś – spojrzałam w górę przez przeszklony dach przystanku. Księżyc momentalnie zniknął za grubą powłoką chmur. Chłopak usiadł opierając się o ścianę przystanku.
- Nie mogę pogodzić się z tym – Krzysiek przełknął ślinę. – Ale wiem też, że nigdy nie potrafiłbym się odkochać. Zapomnieć o niej tak po prostu. Nie jestem na tyle silny, żeby powiedzieć jej nie.
- Nie jesteś – wypuściłam chłopaka z objęć. – Albo nie chcesz być…
Po policzku Krzyśka płynęła pojedyncza łza, a chłopak mimowolnie się uśmiechnął.
- Pewnie masz rację – chwycił moją dłoń. – Nigdy jej sobie nie odpuszczę. Tylko nie chcę – załamał mu się głos. – Nie chcę patrzeć jak odchodzi.
Oczy momentalnie mi się zaszkliły, po raz kolejny objęłam Krzyśka mocno.
- Nic takiego się nie wydarzy – mówiłam przez łzy. – Nie ważne, co z nią będzie, wszystko to przetrwamy, rozumiesz? – spojrzałam chłopakowi w oczy. – Zrobimy to dla niej.
________________________________________________________________________________Ludzie, którzy wydają się nam najbliżsi często kryją przed nami tajemnice. Przecież zawsze chodzi o nasze dobro. Kryjąc przed nami swoje pomyłki, by wydawali się być bez skazy. Jednak jak można zamaskować rysę na szkle? Wystarczy, że spadnie pierwszy deszcz, który zmyje nasze kłamstwa.
Po tym jak opowiedziałam chłopakom wszystko, wstałam z podłogi i ruszyłam na dwór w poszukiwaniu Krzyśka. Wybiegłam z budynku i rozejrzałam się wokół. Tuż po drugiej stronie ulicy, na niemal pustym przystanku autobusowym siedziała niewielka postać. Ruszyłam w jej stronę, przechodząc przez świecącą pustkami ulicę.
- Co tu robisz? – podeszłam do Miętusa.
- Siedzę i myślę – wyszeptał. – Ale mam dość. Gdzie poszedł Maciek? Widziałem jak wychodził, jest ciemno, lepiej, żeby nie wracał sam.
- Przestań – usiadłam koło Krzyśka i złapałam go za dłoń, mimo początkowych protestów. – Nic mu nie będzie.
Krzysiek spuścił głowę.
- Kochałem ją wiesz – uśmiechnął się niebieskooki.
- Kochasz. Ona nie odeszła.
- Ale jak mogę – Krysiek ukrył twarz w dłoniach.
Objęłam chłopaka mocno.
- Musisz wiedzieć czy ważniejsza jest dla ciebie Agata, czy już nigdy nie byłbyś wstanie patrzeć na nią w ten sam sposób po tym, czego się dowiedziałeś – spojrzałam w górę przez przeszklony dach przystanku. Księżyc momentalnie zniknął za grubą powłoką chmur. Chłopak usiadł opierając się o ścianę przystanku.
- Nie mogę pogodzić się z tym – Krzysiek przełknął ślinę. – Ale wiem też, że nigdy nie potrafiłbym się odkochać. Zapomnieć o niej tak po prostu. Nie jestem na tyle silny, żeby powiedzieć jej nie.
- Nie jesteś – wypuściłam chłopaka z objęć. – Albo nie chcesz być…
Po policzku Krzyśka płynęła pojedyncza łza, a chłopak mimowolnie się uśmiechnął.
- Pewnie masz rację – chwycił moją dłoń. – Nigdy jej sobie nie odpuszczę. Tylko nie chcę – załamał mu się głos. – Nie chcę patrzeć jak odchodzi.
Oczy momentalnie mi się zaszkliły, po raz kolejny objęłam Krzyśka mocno.
- Nic takiego się nie wydarzy – mówiłam przez łzy. – Nie ważne, co z nią będzie, wszystko to przetrwamy, rozumiesz? – spojrzałam chłopakowi w oczy. – Zrobimy to dla niej.
Tak, więc to już chyba wszystko. Przyznajcie sami, że jest tego duuuużo : )
Mam nadzieję, że po części odkupiłam swoje winy.
Do następnego ;)
Mam też prośbę! W komentarzach dajcie znać, czy chcielibyście czytać jakieś inne opowiadanie mojego autorstwa.